Page 125 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 125

Chociaż Josel miał niejedno do zarzucenia uczonym w świętych tekstach,
             postanowił, że Herszele musi wyrosnąć na talmudycznego mędrca, a może nawet
             kiedyś osiągnąć stanowisko rabina. Josel życzył sobie tego nie tylko ze względu
             na związany z tym prestiż i z przyczyn duchowych, ale także z przyziemnych,
             praktycznych powodów. Chciał, żeby Herszelemu było w życiu lepiej niż jemu sa-
             memu. Świat koniec końców należał do poważanych uczonych w Torze. Bogacze
             przyjmowali ich do swoich rodzin, wydając za nich za mąż swoje córki, karmili ich
             i ubierali, podczas gdy oni spędzali dni na studiowaniu bożego słowa. Szanowano
             ich bez względu na to, czy posiadali znamienitych przodków, czy nie. Mieli wpływ
             na publiczne sprawy gminy i mogli służyć zarówno Wszechmogącemu, jak i Jego
             ludowi.
                 Kiedy Josel patrzył na piękną, szczupłą postać młodego bocianieckiego rabina,
             wyobrażał sobie swojego Herszele w przyszłości. Młody rabin był wprawdzie trochę
             za bardzo zaabsorbowany duchowymi kwestiami, przez co bywał roztargniony
             i zapominał często o rzeczywistych, materialnych sprawach dnia codziennego.
             Mimo to jednak troszczył się przecież o gminę i nie był obojętny na niczyje po-
             trzeby. Powodziło mu się przy tym całkiem nieźle, gdyż gmina utrzymywała go
             razem z jego rodziną i niczego mu nie brakowało. Mieszkańcy sztetla darzyli go
             szacunkiem i nawet jego uroczą, pulchną żonę i dzieci traktowano z poważaniem.
                Josel myślał sobie, że jego Herszele będzie cieszył się takim samym powo-
             dzeniem w swojej gminie, jednak będzie rabinem stojącym obiema nogami na
             ziemi, gdyż razem z fizyczną siłą niewątpliwie odziedziczył też po nim praktyczne
             podejście do życia, żelazną wolę, cierpliwość i wytrzymałość.
                 Herszele chciał w gruncie rzeczy tego samego co ojciec, chociaż z innych
             powodów. Po pierwsze starał się znaleźć upodobanie w oczach ojca i pragnął,
             żeby był z niego dumny. Po drugie lubił się uczyć. Był pilnym i posłusznym uczniem
             i nigdy nie uciekał z chederu, żeby razem z kolegami wyprawiać jakieś dzikie
             harce za sztetlem. Nigdy też nie biegał na bagna, żeby obserwować, jak bociany
             łapią żaby, a już z pewnością nie wypuszczał się aż do stawu, chociaż był bardzo
             ciekawy, jak wygląda to tajemnicze miejsce, gdzie można zobaczyć w wodzie
             oczy Kajli, szalonej narzeczonej, i lilie wodne, o których mówiono, że ich białe
             płatki były tak naprawdę koronkowym obszyciem jej ślubnej sukni. Nie chodził
             też „pod dwór”, by przyglądać się przez sztachety płotu, jak synowie dziedzica,
             panicze, paradują na swoich białych koniach.
                 Herszele nie bił się z innymi chłopcami z chederu, ani nawet nie mocował
             się z nimi dla żartu. Codzienne dźwiganie wiader wody dla sąsiadek, które
             nagradzały go za to odrobiną ciepłej strawy, sprawiło, że jego ręce i ramiona
             stały się mocne, pomimo marnego wyżywienia. Był więc najsilniejszy z uczniów
             chederu i jeśli czasem zdarzyło się, że dał się wciągnąć w jakąś bijatykę, jego
             koledzy biegli później do domu z płaczem, skarżąc się na niego swoim ojcom, ci
             zaś opowiadali potem o wszystkim Joselowi, co miało dla Herszelego oczywiste
             konsekwencje.                                                        125
   120   121   122   123   124   125   126   127   128   129   130