Page 338 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 338

– Hmmm... Nie jestem pewien. Z tego, co wiem, coś takiego nie
          powinno się dziać, ale...
             Nie dosłyszałam, co powiedział dalej, bo nagle odpowiedź stała się
          jasna.
             Na chwilę przed pojawieniem się tęczy pomyślałam, że oto jestem
          prawdziwą sierotą, opuszczoną przez oboje rodziców, lecz teraz ogarnęło
          mnie uczucie, że to nieprawda. Wymamrotałam coś i odeszłam w naj-
          dalszy kraniec długiego tarasu, wpatrując się w tęczę. Dźwięk rozmów
          przycichł. Przypomniałam sobie dzień sprzed roku, kiedy odwiedziłam
          ojca na Florydzie. Mimo iż był to styczeń, niebo wydawało się tak samo
          czyste i błękitne jak dzisiaj, w czerwcu, zaś dzień był równie ciepły.
             Siedzieliśmy we dwójkę na balkonie jego mieszkania, popijając herbatę
          i gawędząc. Ojciec wyglądał jak studium w błękicie: niebieskie szorty,
          niebieska koszula i jego ulubiona niebieska bejsbolówka. Był mocno opa-
          lony i wyglądał jak okaz zdrowia. Nie miał prawie żadnych zmarszczek;
          miałam nadzieję, że odziedziczyłam po nim ten typ skóry.
             – Muszę ci zdradzić stary sekret – odezwał się nagle.
             – Co takiego? Jest coś, czego nie wiem? – zapytałam. – Powiedz,
          powiedz.
             – Chcę ci opowiedzieć pewną historię o twojej babce, Rachel Lei.
          Mówiłem ci już, jaką cudowną kobietą była moja matka, ale to, co ci teraz
          opowiem, stanowi prawdziwą miarę jej charakteru. Wiesz, że była osobą
          głęboko religijną, prawda?
             – Tak – odrzekłam. – Wspominałeś o tym.
             – Tak, a teraz chcę ci pokazać, jak bardzo była otwarta, jak szanowała
          odmienne punkty widzenia.
             Chyba nie wyglądałam na dostatecznie zainteresowaną.
             – Naprawdę, to jest coś, czego ci jeszcze nigdy nie mówiłem – powie-
          dział z bardzo poważną miną.
             – Nie wiedziałam, że masz jakieś tajemnice, Tinek – odparłam i nachy-
         liłam się bliżej, aby nie uronić ani słowa.
            – Kiedy moja matka była już bardzo, bardzo chora i leżała na łożu
         śmierci, zawołała mnie do siebie i powiedziała ledwie dosłyszalnym gło-
         sem: „Nachman, wiem, że nie wierzysz w religijne obrzędy. Kiedy umrę,
         nie chcę, żebyś odmawiał za mnie kadisz”. Jej słowa uderzyły mnie jak
         obuchem. „Dlaczego, mame?” – zapytałem. A ona odpowiedziała: „Nie
         chcę, żebyś był zmuszony wypowiadać słowa, w które nie wierzysz”.


          338
   333   334   335   336   337   338   339   340   341   342   343