Page 341 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 341
Przez cały czas zastanawiałam się przy tym, czy przyjaciele ojca nie
uznają tego za przejaw braku szacunku. „Nazywać dzikie zwierzę na
cześć człowieka? Co ty sobie myślisz!”.
Kathleen była zachwycona i przypomniała mi, jak ojciec grał dla niej
jej ulubione piosenki, kiedy przychodziła z wizytą. Najbardziej niesamo-
wity w tym wszystkim był fakt, iż nie wiedziała, że to on był pośrednio
odpowiedzialny za sprowadzenie walabii do Zoo Dziecięcego. Kiedy
futrzany Nachman podrósł na tyle, aby móc odbyć swój publiczny debiut,
otrzymał swój własny identyfikator pracowniczy ze zdjęciem, a Kathleen
woziła go po zoo wózkiem elektrycznym w torbie z jedwabną podszewką.
Bardzo szybko elementem tradycji Bronx Zoo stało się robienie zdjęć
z walabią celebrytom odwiedzającym zoo – od prezydenta Billa Clintona
po liczne gwiazdy sportu, kina i telewizji.
Kathleen zabierała gości za kulisy i mówiła: „Skoro przyszliście obej-
rzeć to cudowne stworzenie, muszę najpierw opowiedzieć wam, skąd
wzięło się jego imię”. Widzowie wyglądali na lekko zdezorientowanych,
chcieli dotknąć niezwykle miękkiego futerka walabii, lecz Kathleen
ciągnęła dalej: „Kiedyś poznałam człowieka, który zainspirował mnie
swoim malarstwem i muzyką. Nauczył się grać i malować, kiedy był już
w podeszłym wieku. Miał na imię Nachman i dzięki niemu uwierzyłam,
iż wszystko jest możliwe, jeśli się postaramy... nawet wychowanie tak
delikatnego zwierzęcia jak ten Nachman”. Jej słowa sprawiły, że znowu
pomyślałam o obrazie ojca zatytułowanym Sonata, który od lat usiło-
wałam rozszyfrować. Nagle dotarło do mnie, że to on sam mógłby być
ową piękną postacią na środku sceny trzymającą w objęciach nutę,
pokazującą światu troskę, jakiej wymaga muzyka, i warunki, w których
kwitnie. Wydaje się mówić: „Jestem. Wygrywam rytm życia. Patrzcie na
mnie”.
Po raz kolejny zastanowiłam się nad demoniczną postacią na samym
spodzie sali, pod widownią; jej makabryczne kły wydały mi się jeszcze
bardziej przerażające. Sądziłam, iż przez lata wycisnęłam już z tego
obrazu wszelkie możliwe znaczenia, lecz teraz stało się jasne, że nie
dostrzegłam jednego, bardzo ważnego przekazu. Moja koncepcja bardzo
powoli nabierała kształtów. To mój ojciec zajmował centralne miejsce
na scenie, wspierany przez pojedynczą nutę, jedyną, jakiej potrzebował,
aby przeżyć: optymizm. Przypominał jednak oglądającym obraz, iż pod
tętniącą życiem sceną świata zawsze czai się niebezpieczeństwo i zło,
341