Page 231 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 231
i oszczędność. Z niczym nie zdawała się na innych, wszystkiego sama pilnowała
i po swoim weselu zarządzała zarówno sklepem z kredą i wapnem, który należał
do jej ojca, jak i składem drewna i węgla swojego męża. Wiedziała jednak dobrze,
że ile pracy nie wkładałaby w interesy w Bocianach, niczego tam nie osiągnie.
Życie w biedzie bez widoków na przyszłość znosiła, dopóki nie widziała wyjścia
z tej sytuacji. Teraz jednak nadarzyła się okazja, by to zmienić, zwłaszcza, że
nie było nic do stracenia. Daleka Łódź przyzywała obietnicami szczęścia, które
docierały aż do Bocianów i błędem byłoby na te wezwania nie odpowiedzieć.
Rejzele nie była bojaźliwa i miała w sobie dość siły, żeby odważyć się na taki
krok.
Umówiła się z paroma chłopami, których znała z Bocianów, żeby co tydzień
dostarczali jej do Łodzi świeże warzywa i owoce, a także ser, masło i jaja ze swoich
gospodarstw – i otworzyła tani sklepik z żywnością w domu, w którym mieszkała.
Kupowali u niej głównie okoliczni Niemcy. Byli to dobrzy klienci. Potrafili docenić
jej dokładność i uczciwość i nie narzekali, kiedy powoli zaczęła podnosić ceny.
Sklepik Rejzele był czysty, towary, które w nim sprzedawała świeże, więc nikomu
nie opłacało się wykłócać o grosz czy dwa.
Mąż Rejzele, syn rabiego Szapselego, który już w młodości wyróżniał się
wybitnym umysłem nie tylko jeśli chodziło o studiowanie świętych tekstów, lecz
również w interesach, w Łodzi stracił grunt pod nogami. Otaczający go zgiełk
i ciągłe obcowanie z zupełnie obcymi ludźmi sprawiały, że czuł się jak zero, jak
człowiek bez żadnego znaczenia. Dlatego też z początku oddawał się bardziej
religijnym studiom niż interesom. Kiedy jednak zadomowił się w sztiblu „gerowski-
ch” chasydów i poznał więcej tutejszych Żydów, zaraził się ich brawurą i stawał
18
się z dnia na dzień coraz bardziej śmiały. Na ulicy nadstawiał uszu i z wyczuciem
wyłapywał, jakie były doczesne potrzeby miejscowych Niemców, Polaków i Żydów.
Coraz częściej odkładał na bok święte księgi i zaglądał do ksiąg rachunkowych
Rejzele. Dał się ponieść ogólnemu rozgorączkowaniu.
Mąż Rejzele wykazywał ogromny talent do wyczuwania, czego klienci akurat
chcieli i czego będą chcieli następnego dnia. Poprzez swoje kontakty z „gerow-
skimi” chasydami ze sztibla, wywiedział się w krótkim czasie, jakimi drogami
można było za najniższe ceny zdobyć najbardziej – oprócz warzyw i owoców
– potrzebne produkty spożywcze, takie jak mąka, cukier, kasza, fasola, kawa
i herbata. Wkrótce też, razem z żoną, otworzył w samym centrum miasta drugi
sklepik. Szczęście im sprzyjało. Wygłodzone miasto rzuciło się na sprzedawane
przez nich towary, kupowało wszystko, co mieli do zaoferowania – i dobrze płaciło.
Niedługo potem Rejzele wynajęła dwupokojowe mieszkanie z kuchnią przy
prawdziwym deptaku w samym centrum ulicy Piotrowskiej. Sprowadziła z Bo-
cianów swoje dwie siostry, Rachelcię i Maszę, a ich mężów zatrudniła w swoich
18 Patrz przypis 26 na str. 23. 231