Page 233 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 233

– Oj, Binusiu – westchnęła Rachelcia i otarła łzy z oczu – z biednym ojcem jest
             źle. Jest tak samo uparty jak był i nie chce tu przyjechać, by zamieszkać z nami.
             A przecież od czasu tej historii z tobą całkiem już biedak oślepł… Oj, o mało nie
             zginął tu w Łodzi, kiedy przyjechał, żeby cię zabrać do domu… W ciemnościach
             wpadł pod furę… Ledwo żywy dotarł z powrotem do Bocianów…
                 Rachelcia aż zachłysnęła się łzami i nie mogła kontunuować, więc Masza
             ciągnęła dalej.
                 – Dziewczęta z Bocianów opowiadały o tobie różne historie, kiedy przyjeżdżały
             z Łodzi… Opowiadały nam, opowiadały ojcu… On już dawno pojechałby po ciebie,
             gdyby wiedział, gdzie jesteś… Aż w końcu zdobył twój adres… Ale nie tylko przez
             ciebie oślepł – dodała Masza, jak gdyby chciała ulżyć trochę Binele. – To stało
             się też przez Herszelego…
                – Gdzie jest Herszele? – Binele aż podskoczyła, poruszona.
                – Mówią… – Masza rozszlochała się jeszcze bardziej – że Herszele jest
             w Rosji. Pojechał tam robić… rewolucję. Jedyny syn – kadysz ojca! Biada nam!
             Przy ojcu nie można nawet wymawiać jego imienia.
                Binele odwróciła się do Rejzele, która wciąż jeszcze patrzyła na nią z wyrzu-
             tem w zapłakanych oczach. Przypadła do niej i pokazała jej miejsce na głowie,
             gdzie ojciec uderzył ją laską i gdzie nie odrosły jej włosy.
                – Piękna, czysta ofiara… – Rejzele potrząsnęła głową. – Przez ciebie ojciec
             zejdzie z tego świata.
                 I wszystkie trzy siostry znowu zaczęły opowiadać historie, których nasłuchały
             się o Binele. Ta nie czekała aż skończą. Wstała i wyszła bez pożegnania.
                 Nie mogła się jednak powstrzymać i wkrótce znowu poszła odwiedzić Rejzele.
             Szczególnie silnie ciągnęło ją tam w piątkowe wieczory, kiedy jej serce tęskniło
             za atmosferą szabasu, za odrobiną rosołu z kluseczkami, za stołem przykrytym
             białym obrusem, na którym stały zapalone świece. Rejzele zgodziła się ją przy-
             jąć i pozwoliła jej usiąść przy stole z całą rodziną. Gdy jednak okazało się, że
             razem z rosołem Binele musiała przełykać wielkie porcje kazań ze strony Rejzele
             i szwagrów oraz łez Rachelci i Maszy – odechciało się jej wszystkiego i znowu
             uciekła.
                 Po jakimś czasie Binele opowiedziała siostrom, że jest zaręczona i żeby je
             przekonać, że ich nie oszukuje, w pewien szabas zabrała ze sobą do Rejzele
             Pięknego Mojszego. Tamtego dnia wszystkie żale zostały zamiecione pod dywan.
                 Piękny Mojsze wprawdzie niezupełnie odpowiadał rodzinie Binele – był
             przecież niewierzącym i zupełnym ignorantem, jeśli chodziło o święte teksty,
             posiadał jednak inne atuty, którymi potrafił ich do siebie przekonać. Był urodzo-
             nym łodzianinem, do tego z zawodu nie był aktorem, jak słyszeli, a nawet nie
             zwykłym tkaczem, lecz dobrze zarabiającym tkackim majstrem. Miał wszelkie
             szanse na to, żeby się dorobić i otworzyć własny warsztat czy nawet fabrykę.
             W Łodzi takie rzeczy zdarzały się dosłownie w ciągu jednej nocy, zwłaszcza kiedy
             miało się takie znajomości, jakie miał Mojsze. Do tego był wygadany i potrafił się   233
   228   229   230   231   232   233   234   235   236   237   238