Page 216 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 216
– Muszę już iść – uśmiechnął się, zakłopotany.
– Zabierz mnie ze sobą! – zawołała.
– Nie mogę.
– Jak to nie możesz? Pójdę za tobą!
– Binele…
Nikt nigdy nie wymówił w taki sposób jej imienia. W jego ustach jej imię brzmiało
jak zaśpiew. Nie miała dotąd pojęcia, że było tak melodyjne, tak pieszczotliwe.
Dostrzegła tęsknotę, która malowała się na jego pobladłej, smutnej twarzy,
spoczywała ukryta głęboko w wilgotnych, miodowych oczach. Jego wzrok pieścił
jej twarz ze zniewalającą czułością, gładził jej policzki, brwi, włosy. Nie mogła
znieść tego spojrzenia, nie mogła zbyt długo patrzeć w głębię tych oczu, które
połykały ją i sprawiały, że uginały się pod nią kolana, że czuła słabość w całym
ciele.
Puścił jej rękę i zrobił krok w tył, odwracając się od niej. Złapała go za rękaw.
– Wiesz… – wyszeptała, jak gdyby chciała zatrzymać go łzami, które stanęły
jej w oczach. – Miałam tu przyjaciółkę. Miała na imię Cypora. Ale cała trójka
jej dzieci zmarła w szpitalu, a ona sama przepadła jak kamień w wodę… Może
odebrała sobie życie… – rozszlochała się.
Stał o krok od niej – i nie zbliżył się.
– Wiem, co czujesz… – wybąkał. – Ja też straciłem przyjaciela. Joela Kowala
z Bocianów… Znałaś go, prawda?
Skinęła przytakująco głową. Patrzył, jak ociera twarz rękawem, i dodał:
– Robi się późno. Muszę już iść. Jeśli nie zobaczymy się jutro rano, przyjdź
wieczorem do „Harfy”. Wiesz, gdzie jest „Harfa”, prawda?
Kiwnęła głową.
Odwrócił się od niej i odszedł.
Jej serce przeszył ostry ból. Jankew był obojętny na jej cierpienie. Miał łagodną,
piękną twarz, ale w rzeczywistości był zimnym draniem. I może był już żonaty,
może był już ojcem kilkorga dzieci? Opanowało ją silne, dotkliwe, gorzko-słodkie
uczucie upokorzenia. Znowu pobiegła za nim, znowu złapała go za rękaw.
– Jankewie… Jankewie… – wysapała. – Powiedz mi tylko jedną rzecz. Idziesz
do swojej narzeczonej?
Jankew przygryzł usta. Co za siła powstrzymywała go przed tym, by porwać
ją w ramiona i zapomnieć o wszystkim? Miał ochotę rzucić się przed nią na
kolana, rozciągnąć się u jej stóp, żeby po nim kroczyła. Jej upokorzenie odbijało
się w jego twarzy.
– Nie idę do żadnej narzeczonej – wybąkał, złapał jej rękę, potrząsnął nią
i uciekł.
Tym razem nie pobiegła za nim.
Ruszyła powoli w stronę Ogrodu Kolejowego, by spotkać się z Pięknym Moj-
szem. Po tym, jak wyzdrowiała i nie mogła odnaleźć Cypory, odszukała go. On
216 również zachorował, kiedy miasto należało jeszcze do Rosjan – przeziębił się,