Page 172 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 172

ha-kodesz . Stojący przed nią stół, którego używano jako pulpitu do czytania
                   3
           Tory, przykryty był brudnym papierem.
              Jankew przyglądał się poprzez mgłę papierosowego dymu stojącym i siedzącym
           pomiędzy dwoma rzędami stołów i ław chasydom, szukając przyjaznej, życzliwej
           twarzy – kogoś, do kogo mógłby podejść i zapytać o radę.
              Chasydzi podawali sobie z rąk do rąk czajnik i nalewali do blaszanych garncz-
           ków kawę z cykorii. Rozprawiając, przekładali garnczki z jednej dłoni do drugiej,
           podkreślając słowa gestami raz prawą, raz lewą ręką. Ich głowy poruszały się
           ciągle, a usta chciwie siorbały kawę i wypluwały gorączkowe słowa razem z kro-
           pelkami śliny. Rozmawiali o polityce i nienawiści do Żydów po obu stronach –
           zarówno między pruskimi oficerami, jak i między rosyjskimi dowódcami, którzy
           wysiedlali ludność żydowską z terenów znajdujących się blisko linii frontu, twier-
           dząc, że skoro Żydzi znają niemiecki, to są „zdradzieckim elementem”. Poza tym
           chasydzi dzielili się też między sobą swoimi codziennymi troskami związanymi
           z powszednim życiem i utrzymaniem.
              – Masz, rozgrzej się! – usłyszał nagle Jankew. Podniósł głowę i zobaczył po-
           rządnie ubranego młodego człowieka, który trzymał w wyciągniętej ręce garnczek
           kawy. – Zauważyłem cię, kiedy wszedłeś ze swoim tobołkiem – przyznał młody
           człowiek. – Skąd przyjechałeś?
              Jankew, dziękując, z wdzięcznością wziął od niego naczynie. Młodzieniec bez
           dalszych ceremonii przysiadł obok niego na brzegu ławy i zaczął sączyć kawę ze
           swojego garnuszka.
             – Pochodzę z Bocianów – odpowiedział Jankew, przyglądając się młodemu
           mężczyźnie. Wyglądał na trochę starszego od niego samego. Miał sympatyczną,
           okrągłą twarz, wydatny orli nos oraz parę błyszczących, lekko wybałuszonych
           oczu, w których igrał lekko drwiący, lecz równocześnie ciepły i przyjazny ognik. –
           Przede wszystkim potrzebne jest mi jakieś miejsca do spania – dodał. – Później
           chcę znaleźć pracę.
             Młody mężczyzna pokręcił głową, jak gdyby nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
             – Człowieku, przyjechałeś do martwego miasta! – zawołał. – Dlaczego od
           razu nie wstaniesz i nie pojedziesz z powrotem tam, skąd przyjechałeś! Straci-
           łeś całkiem rozum, czy też może chcesz odpokutować tu za swoje grzechy, co?
           Wszyscy przecież uciekają stąd do małych miasteczek. Chyba, że chcesz się
           zapisać do pracy w Niemczech.
              Jankew kiwnął głową wskazując na zatłoczony sztibel i uśmiechnął się.
             – Widzę, że trochę ludzi jeszcze zostało. I nie – nie mam ochoty wyjeżdżać
           do Niemiec. – Przyjrzał się uważniej młodemu mężczyźnie, jego szlachetnej,
           miłej twarzy. Z pewnością pochodził z zamożnego domu, ale była też w jego



           3    Aron ha-kodesz (hebr.) – szafa, dosłownie święta skrzynia, bądź wnęka we wschodniej ścianie
    172      synagogi, w której przechowuje się rodały Tory.
   167   168   169   170   171   172   173   174   175   176   177