Page 171 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 171

2

             Kiedy Jankew przybył do Łodzi, niemiecki okupant siedział tam już mocno w sio-
             dle. W mieście panował głód. Fabryki stały puste, syreny milczały i rzesze ludzi
             nie miały się dokąd spieszyć. Ciągłe podekscytowanie związane z budowaniem
             i produkowaniem zostało ucięte jak nożem. I jak ciało, którego więzadła zostały
             przecięte, życie miasta popadło w bezwładną niemoc.
                 Nowi rządzący splądrowali miasto i wywieźli do siebie, w swoje strony, wszystko,
             co mogło mieć jakiś użytek dla nich i ich machiny wojennej: żywność, surowce
             naturalne, materiały produkcyjne, maszyny, a także pracowników. Żołnierze
             chodzili od domu do domu, przeszukując i przetrząsając wszystko. Zabierali, co
             tylko mogło przydać się do produkcji amunicji: miedziane patelnie, mosiężne
             moździerze, samowary, klamki od drzwi.
                Rosyjski rubel stracił zupełnie na wartości. Miasto wyglądało jak przytułek dla
             bezdomnych i włóczęgów, którzy tłumnie wędrowali po ulicach, ubrani w pełne
             dziur łachmany. Epidemia tyfusu już minęła i teraz szerzyły się suchoty. Ulicami
             ciągnęły nieustannie kondukty pogrzebowe – żydowskie i nieżydowskie. Nie tylko
             bogaci, lecz także bezrobotni i biedacy, wszyscy, którzy mieli choćby najmniejszą
             możliwość, wyjeżdżali na wieś  i małych miasteczek, gdzie łatwiej było zdobyć
             kawałek chleba.
                 Gdy Jankew przybył do Łodzi, był mroźny, zimowy wieczór. Ktoś poradził mu,
             żeby skierował się do chasydzkiego sztibla  na ulicy Piotrowskiej. Był zmęczony
                                                 2
             długą drogą, niewyspany, zdrętwiały od mrozu i przeniknięty wewnętrznym chło-
             dem, który ogarnął go zaraz, gdy tylko wjechał do miasta. Kiedy jednak wpadł
             do wypełnionego dymem, zatłoczonego sztibla, od razu ogarnęło go miłe ciepło.
             Pokój był pełen chasydów, a w stojącym w głębi pomieszczenia piecyku wesoło
             trzaskał i syczał ogień. Za jednym ze stojących przed piecykiem pulpitów stał
             siwy starzec i płaczliwym głosem odmawiał minchę. Wokół niego panował jednak
             tak wielki zgiełk, że ledwo co było go słychać.
                 Jankew przepchał się do piecyka, położył swój tobołek na podłodze i usiadł
             z twarzą zwróconą do ognia, wyciągając ręce w stronę ciepła, które od niego
             biło.
                 Przyglądał się grze światła i cieni na pokrytych szronem szybach okien, na
             popękanych ścianach i osmolonych belkach sufitu, pośrodku którego wisiała
             kopcąca i migocząca lampa. Spojrzał na krzywy, wiekowy szafkowy zegar, który
             stał oparty o ścianę obok regału ze starymi, podniszczonymi księgami o poza-
             wijanych rogach stron. W głębi pokoju stała zwykła szafa, która służyła za aron




             2  Chasydzki sztibl – budynek albo izba, dom modlitwy chasydów, połączenie domu nauki i studio-
                wania Tory oraz centrum życia społecznego.                        171
   166   167   168   169   170   171   172   173   174   175   176