Page 166 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 166
na jej ojca i z rysów jego twarzy próbował dowiedzieć się czegoś więcej o jej
naturze.
Twarz Josla była poprzecinana zmarszczkami, wychudzona i twarda, rów-
nocześnie jednak promieniowała spokojem i dumą. Przemógł się i przyszedł,
ponieważ zrozumiał, że tu właśnie było jego miejsce, że nie może odcinać się od
wspólnoty. Musiał trzymać się razem z gronem wierzących, którzy nieśli teraz
na swych ramionach podwójny ciężar. Nie było ważne, czy się kogoś lubiło, czy
nie. Tragedia uderzyła nie tylko jego, Josla, ale prawie każdego ze starszych
Żydów, którzy siedzieli wokół niego przy stole. Każdy łyk wypitej razem gorzałki,
każdy kęs zjedzonego razem posiłku umacniały poranionego ducha ich religijnej
wspólnoty.
Podczas gdy chasydzi rozprawiali i posilali się przy stole, Hinda stała przy
oknie w kącie pokoju. Pozostawiła Nechli i córkom zajmowanie się gośćmi, gdyż
zrobiło się jej słabo i musiała chwilę odpocząć. Wdychała głęboko wilgotne po-
wietrze wpadające przez otwarte okno. Czuła unoszący się z ogrodu zakonnic
ostry zapach więdnących, jesiennych kwiatów, zapach nagich, mokrych drzew Rozdział piąty
i błotnistej ziemi. Zapachy te mieszały się z wonią taniej gorzałki, która niosła
się od stołu. Z trudem udawało się jej powstrzymywać łzy. W głowie aż kręciło
się jej z radości, ale też ze smutku. Ten smutek niepokoił ją, ponieważ tego dnia
nie miała przecież żadnego powodu, by go odczuwać.
Nagle jej wzrok napotkał spojrzenie Jankewa. Patrzyli na siebie z oddalenia
z taką intensywnością, jak gdyby chcieli – wbrew swojej woli – wymienić mię-
dzy sobą najskrytsze tajemnice swoich dusz. Jankew uświadomił sobie, że nie
znajdzie teraz w sobie tyle siły, by oznajmić jej swoją decyzję i sprawić jej tym
ból. Uśmiechnął się więc tylko do niej promiennym, chłopięcym uśmiechem.