Page 94 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 94

Łkanie zaczęło stopniowo cichnąć, kiedy nasi współpasażerowie
          zorientowali się, że stajemy w obliczu problemów natury bardziej ciele-
          snej. Upchnięci w wagonach musieliśmy cały czas stać, ponieważ nie było
          możliwości usiąść ani położyć się. Gdyby ktoś próbował usiąść w gąszczu
          nóg, mógłby zostać stratowany. Kiedy udręka stała się torturą, stalowe
          koła zazgrzytały i pociąg nieubłaganie ruszył w drogę. Wtedy właśnie
          zaczęły się krzyki, przepychanki i kłótnie ludzi walczących o każdy
          centymetr przestrzeni.
             Jestem całkowicie przekonany, iż moja rodzina doświadczyła tam
          kolejnego małego cudu, ponieważ szczęśliwie zostaliśmy wepchnięci
          w ten sam kąt. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić, co by było, gdy-
          bym został oddzielony od Mamy i pozostałych. Będąc razem, zdołaliśmy
          wykroić dla siebie niewielki obszar chroniący nas przed toczącymi się
          wokół przepychankami. W ciągu tej strasznej podróży mocno trzy-
          maliśmy się siebie nawzajem. Byłem tak zaabsorbowany bieżącymi
          zmartwieniami, że nie przyszło mi do głowy, aby pozwolić sobie na
          moją „grę w porównania” i porównać ową jazdę z naszym powrotem
          z Podębia do Łodzi tamtej letniej nocy przed laty, kiedy najechali nas
          Niemcy. Wydawało mi się, że tamto szczęśliwe dzieciństwo, przerwane
          tak nagle, przydarzyło się zupełnie innej osobie, na zupełnie innej pla-
          necie, w zupełnie innym życiu.
             Najgorsza część fizycznej degradacji dopadła nas, kiedy zrozumieliśmy,
          że z braku miejsca możemy załatwiać potrzeby fizjologiczne i wymio-
          tować tylko tam, gdzie stoimy. Nie było wody, choć niektórzy zapobie-
          gliwi ludzie zabrali ze sobą zapasy na mniej więcej jeden dzień. Smród
          był obezwładniający, pragnienie – nie do zniesienia. W takich właśnie
          „luksusowych” warunkach rodzina Knikerów spędzała swoją ostatnią
                                                 61
          podróż pociągiem z Łodzi jesienią 1944 roku .
             Pociąg tortur toczył się po szynach, zatrzymując się od czasu do czasu,
          aby przepuścić pociąg wojskowy albo towarowy. Ci, którzy byli w stanie
          ustawić się przy szparach, przepuszczających odrobinę światła i świe-
          żego powietrza, wyglądali na zewnątrz, usiłując dociec, gdzie jesteśmy.
          Czasami z zewnątrz słyszeliśmy hałas, wrzaski, ludzi wykrzykujących




          61   Roman Kniker (Kent) z rodziną został wywieziony z getta jednym z ostatnich trans-
            portów w sierpniu 1944 roku.

          94
   89   90   91   92   93   94   95   96   97   98   99