Page 95 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 95

rozkazy, lecz nigdy nie udało nam się dowiedzieć, gdzie jesteśmy ani
            dokąd zmierzamy.
               Z zapadnięciem pierwszej nocy nikt już nie powstrzymywał się przed
            użyciem przemocy. W brudzie i smrodzie wybuchła jak wulkan i nie
            wiadomo było, kto kogo bije, co przydawało temu horrorowi nowego
            wymiaru. Bycie z rodziną stanowiło moją jedyną duchową pociechę
            i fizyczną ochronę; zdołałem odprężyć się na tyle, że dopadło mnie
            powolne wyczerpanie i zapadłem w niespokojny sen. Zanim odpłynąłem,
            moją ostatnią myślą było: „Gdzie nas zabierają i za co?”.
               Co jakiś czas pociąg zatrzymywał się nagle, gwałtownie wyrywając
            nas ze snu. Słyszeliśmy, że dołączają i odłączają wagony, lecz w kwestii
            naszego losu nadal – dosłownie i w przenośni – tkwiliśmy w ciemności.
               Przyzwyczaiłem się do smrodu i choć to brzmi niewiarygodnie, stał
            się on znośny w świetle innych rzeczy, których byłem świadkiem. Pod
            każdym względem było coraz gorzej, ale prawie tego nie zauważałem.
            Ludzie zaczęli wołać o wodę i wkrótce ich krzyki nie przestawały milknąć.
            Nie potrafiliśmy pomóc samym sobie, a co dopiero tym, którzy tak źle
            się czuli. Ludzie mdleli. Odkryliśmy, że niektórym pasażerom nie można
            już pomóc w żaden sposób – przenieśli się do spokojniejszego miejsca.
               Silniejsi mężczyźni podnosili zwłoki i układali je w kącie jedne na
            drugich jak polana na opał. Dzień czy dwa później ciała zaczęły cuchnąć.
            Stos rósł bardzo szybko. Trzeciego dnia, podczas jednego z nieregular-
            nych postojów, drzwi otworzyły się. Na wpół oślepieni słońcem ledwie
            rozpoznaliśmy Niemców, którzy wrzucili do wagonu parę bochenków
            chleba i kilka wiader z wodą. Nie mogąc się doczekać, aby cokolwiek zjeść
            i napić się, już prawie czuliśmy na językach oszałamiający smak chleba
            i chłodną wilgoć czegoś – czegokolwiek – do picia na ustach. Zanim
            jednak zdołaliśmy zorientować się, gdzie wylądował prowiant, drzwi
            z trzaskiem zamknęły się i z powrotem ogarnęła nas zgniła ciemność.
               Owa diabelska niemiecka metoda dystrybucji jedzenia i wody była
            oparta na tych samych sadystycznych metodach, które stosowano
            w getcie tylko po to, aby zobaczyć, co zrobimy. Najpierw chcieli nas odczło-
            wieczyć, sprawić, abyśmy pełzali i zabijali się nawzajem, niszcząc w nas
            wszelką godność i przyzwoitość, po czym z rozbawieniem obserwowali
            naszą fizyczną i duchową degradację.
               Oczywiście wszyscy chcieliśmy dostać chleb i wodę, ale jak można
            było sprawiedliwie je podzielić? Każdy chciał jeść i pić, co spowodowało


                                                                          95
   90   91   92   93   94   95   96   97   98   99   100