Page 505 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 505
ze swym synkiem sam na sam. Mogła wtedy w zupełnie nieskrępowany sposób
dawać upust swej radości.
Jędrna i mocna skóra małego jaśniała niczym słońce. Jego nogi był silne,
a okazały tyłeczek niczym dwie piłeczki. Estera namydlała powoli gładką i miłą
w dotyku skórę chłopca. Myła kępkę jego czarnych włosów, rozprowadzając
delikatnym, kolistym ruchem pianę na jego główce. Mały wrzeszczał, zaciskając
oczy i rozchlapywał wodę, to przykurczając to wyciągając nóżki, niczym sprężynki.
Estera była upojona radością. – Krzycz! Krzycz! – niczym doświadczona matka
zachęcała go, by zdobywał świat. – Krzycz głośniej mój mały! Głośniej!
Delikatnie namydliła jego brzuszek. Mydło przesuwając się po nim wydawało
radosne dźwięki, jak gdyby samo odczuwało przyjemność z gładzenia tego brzusz-
ka o malutkim pępku. Tymczasem młodzieniec zapomniał już o krzyku, zdawszy
sobie sprawę z tego, że woda jest przyjemna, a czuła ręka matki miło łaskocze.
Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu od ucha do ucha, odsłaniając oczekujące
dopiero na ząbki czerwone dziąsła. W załzawionych jeszcze, skośnych oczkach
zapalały się psotne iskierki. Nóżki – sprężynki wyciągały się teraz i przykurczały
dla zabawy, opryskując przy tym spoconą twarz matki. Estera złapała tymczasem
obie nogi, jedną po drugiej, namydliła je, po czym ześlizgnęła palce do drobniut-
kich stóp zakończonych każda pięcioma paluszkami przypominającymi groszki.
Bawiła się nimi chwilę, po czym namydliła pośpiesznie jego malutkie przyrodze-
nie pomiędzy nogami, zalążek przyszłej męskości. Zawstydzona i rozmiłowana
obserwowała to miejsce i poczuła chęć, by je wycałować. Za tę chęć została
ukarana zaraz strumieniem cieczy, który wytrysnął stamtąd łukiem prosto w jej
twarz, trafiając w nozdrza, usta i ściekając na piersi.
Odwróciła go na brzuch. Wsparty na jej dłoni teraz dopiero rozchlapał się na
dobre. Mokra główka z poplątanymi pasmami włosów podrywała się wysoko
w górę. Na zaróżowionym karku utworzyły się fałdki.
Gdy na koniec Estera wyciągnąwszy chłopczyka z wody, wzięła go na ręce,
rozkrzyczał się na nowo – tym razem ponieważ zepsuła mu całą frajdę. Położyła
go na rozłożonej na stole kołderce, zawinęła w ręcznik i zaczęła delikatnie wał-
kować i ugniatać, robiąc przy tym komiczne miny, śmiejąc się i cmokając ustami.
Teraz dopiero, gdy był już suchy i podsypany pudrem, zaczynała się prawdziwa
zabawa. Estera wtulała twarz w brzuszek chłopczyka, potrząsała czerwonymi
włosami nad jego twarzą, łaskotała pod brodą. Paplała do niego słowa bez sensu,
których brzmienie zdawało się przekonywać go, iż jest bardzo śmieszna, gdyż
zaczynał chichotać i krztusić się ze śmiechu. Ona sama była mokra, z włosami
ufryzowanymi wodą i potem, oszołomiona światłem, które biło z jego ciałka.
Tylko ze snem małego były problemy. Na podwórzu panował codziennie
wielki zgiełk. Dobre wieści z frontu, aresztowanie słuchającego radia chazana
oraz upał tak rozstrajały ludzi, że tracili panowanie nad sobą. Jedni sąsiedzi
kłócili się, inni śpiewali, śmiali się i rozmawiali... Gwar rozmów niósł się z każdej
strony. 503