Page 396 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 396

godzin odesłać do domu określoną liczbę pacjentów. Wśród tych nielicznych
                 chorych przyjętych do szpitala niewielu było takich, których miał kto odebrać.
                 Zastanawiał się, jaka może być przyczyna tego rozkazu i zatopiony w rozmy-
                 ślaniach, nie zauważył nawet, że Dziunia nie prowadzi go w kierunku domu,
                 ale oddalają się od mostu, idąc w przeciwną stronę. W końcu zorientował się
                 i zapytał: – Dokąd idziemy?
                   Obdarzyła go rozbawionym spojrzeniem: – Dobrze idziemy.
                   Przyjrzał się Dziuni. Jej roześmiane oczy wzbudziły w nim niepokój: – Gdzie
                 mnie prowadzisz, Cyganeczko?
                   Pokazała mu czerwony czubeczek języka. Była urocza. Sprawiała, że można
                 było poczuć się lżej, mieć nadzieję. Pocałował ją w policzek. Nie powinien jej jed-
                 nak ulec. Ma tyle do zrobienia. Jak może oddawać się przyjemności bycia z nią,
                 jeśli nie uporał się ze swoimi wizytami domowymi. Mimo wszystko musi przecież
                 skończyć referat i udać się na posiedzenie z kolegami. Poza tym tyle pracy wziął
                 na siebie. Szafran, jego wywieziony przyjaciel, pozostawił nieskończoną rozprawę
                 z zakresu psychologii, a on, Michał, zobowiązał się doprowadzić ją do końca. To
                 nie było łatwe zadanie. Nie był specjalistą w tej dziedzinie. Musiał zaznajomić
                 się z metodą, sposobami rejestrowania obserwacji. Nie miał pojęcia, czy to, co
                 robi, ma jakąś wartość naukową. Do późnych godzin nocnych siedział ostatnio
                 nad dziełami dotyczącymi psychologii: zapoznał się wstępnie z psychologizmem,
                 z Freudem, Jungiem, Jonesem. Czytał Sens życia Adlera i zaczął studiować no-
                 woczesnych filozofów, którzy mieli widoczny wpływ w obszarze psychologii. Poza
                 tym zmagał się jeszcze z tym problemem, że niezwykle trudno było interpretować
                 zjawiska psychologiczne zachodzące w getcie za pomocą tych wszystkich teorii.
                 Człowiek żył tutaj w warunkach, które nie mieściły się w żadnych naukowych
                 wyobrażeniach. A samego Michała z tego gettowego punktu widzenia najbardziej
                 interesował człowiek jako ofiara i człowiek jako oprawca. Tutaj, w getcie, psychikę
                 ofiary można było mieć niejako pod mikroskopem, ale czy z pozycji ofiary można
                 wyprowadzić konkluzje dotyczące bytu ciemiężcy i dlatego, według niego, ważne
                 było, by postawić pytanie: w jaki sposób człowiek się tutaj zachowuje, jako męż-
                 czyzna, kobieta, dziecko, jako robotnik, zwierzchnik, sędzia, policjant, fekaliarz.
                   Pozwolił jeszcze chwilkę prowadzić się Dziuni, aż w końcu się zatrzymał:
                 – Muszę iść do domu. Wieczór już zapada.
                   Przycisnęła go do siebie: – Musisz iść ze mną. Będziesz miał wykład… To
                 jest ważniejsze od wszystkich innych rzeczy na tym świecie… Będziesz mówił
                 o pierwszej pomocy. Głuptasie, co za problem? Nie musisz się przygotowywać.
                 Przecież masz to w małym palcu. Moja ekipa czeka na ciebie. Oni będą ci zada-
                 wać pytania, a ty będziesz odpowiadał.
                   Patrzył na nią oszołomiony: – Cóż to za wariactwo?
                   – Wariactwo? Michał, złotko, ty to nazywasz wariactwem? Myślałam, że za-
                 reagujesz entuzjastycznie. To jest naprawdę bardzo potrzebna działalność! Po
          394    prostu nakaz chwili! Co masz, kochany, taką nadąsaną minę?
   391   392   393   394   395   396   397   398   399   400   401