Page 395 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 395

Pierwsza kłótnia między Dziunią a Michałem miała związek z torbą marchwi.
                    Rozpromieniona przybiegła do niego do ambulatorium, pokazując mu pełną
                    torbę. A on zapytał: „Skąd?”. Odpowiedziała: „Z Marysina. Przekopywano pole
                    Rumkowskiego, udałam, że jestem pracownicą, kopałam, dokładałam do torby,
                    po czym wzięłam nogi za pas. – Patrzyła na niego, oczekując pochwały.
                      Pokiwał głową: – To znaczy, ukradłaś.
                      – Patrzcie go! – obrażona zadarła nosek. – Wzięcie czegoś z pól Rumkow-
                    skiego też oznacza dla ciebie kradzież? – Wiedziała, że Michał krzywo patrzy na
                    jej sztuczki zdobywania czegoś na lewo, ale w tym wypadku czuła się niewinna.
                      – Nie chcę mieć z tym nic wspólnego – krótko uciął Michał.
                      W niej jednak zaczęła kipieć złość: – Wiem, mój ty świętoszku, twoim jedynym
                    celem w życiu jest stać się trupem z czystymi rękoma.
                      Przez następne trzy dni byli z tego powodu podenerwowani na siebie.
                      Kolejna, poważniejsza kłótnia dotyczyła spraw pryncypialnych. Tym razem
                    Dziunia odwiedziła Michała w biurze szpitalnym, gdzie przygotowywał referat na
                    temat śmiertelności w getcie, pracę, którą tego samego wieczoru miał odczy-
                    tać swoim kolegom. A ona stała nad nim i popędzała go: – Pośpiesz się z tym
                    złotko, słodziutki ty mój, kochany – zaczęła niecierpliwie trajkotać, skubiąc mu
                    kołnierzyk. Nie była mistrzynią czekania i nie umiała się uspokoić. Widząc, że
                    swą paplaniną i ciągnięciem za kołnierz nic nie wskóra, zaczęła tańczyć wokół
                    niego, głaskała go po włosach, łaskotała za uszami. W końcu widząc, że nie
                    zdoła już napisać ani jednego słowa, odłożył papiery, zdjął biały fartuch i poszedł
                    z nią.
                      Wsparł się na jej ramieniu, kuśtykając bardziej niż zwykle. Nie tylko Dziunia
                    przeszkodziła mu w skoncentrowaniu się nad referatem, ale przede wszystkim
                    rozkaz, który przyszedł dziś do szpitala, aby w przeciągu czterdziestu ośmiu   393
   390   391   392   393   394   395   396   397   398   399   400