Page 392 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 392

sumienie – przyglądał się jej przepełniony smutkiem: – Gdybyś przynajmniej mi
                 powiedziała…
                   Otworzył drzwi, a ona podeszła bliżej. – Jesteś moim mężem – szepnęła. –
                 Pójdę za tobą wszędzie. Chyba że mnie odeślą. Chyba że umrę.
                   Zagotował się: – Jestem wolnym człowiekiem, mam wolną wolę i żywię sza-
                 cunek tylko wobec wolnych ludzi. Nie przywiążesz mnie do swojego fartucha.
                 – Widział, jak Estera kurczy się jeszcze bardziej, a jej barki unoszą się i drżą. –
                 Robi mi się niedobrze od tego płaszczenia się! – mówił w gniewie. – Sądziłem,
                 że mam do czynienia z człowiekiem.
                   – Jestem w pełni człowiekiem tylko z tobą… – jąkała. Nogi zaczęły się pod
                 nią łamać, pokój wirował. W końcu jednak wszystko się zatrzymało, ona zaś
                 utkwiła w ciemności. Podłoga zakołysała się. Upadła. Mokry płaszcz rozpostarł
                 się nad jej ciałem. Przez ciszę, która wypełniła jej uszy, wyraźnie słyszała rwany
                 głos jak echo.
                   – Naradzę się z towarzyszami… Niech się zgodzą… – W ciemności, w której
                 się znajdowała, miała ochotę się uśmiechnąć. Oto jak przemawia ów zupełnie                                       Rozdział dwudziesty
                 wolny człowiek. Na ile mógł być wolny, skoro sam nie potrafił podjąć decyzji
                 dotyczącej własnego życia? Potem usłyszała jego słowa, tym razem błagalne:
                   – Nie przeszkadzaj mi, dla mnie to też nie jest łatwe. Musisz zrozumieć, jeśli…
                 miałaś kiedyś ideały.
                   Miała ochotę uśmiechnąć się jeszcze szerzej, jak mama uśmiecha się do
                 dziecka zajętego zabawą. Ustami blisko jego butów powiedziała głośno i wyraźnie,
                 żeby dotarło to do jego uszu: – Będę na ciebie czekać.
                   Tej nocy nie wrócił do domu, ale nazajutrz był już z powrotem. Estera przyjęła
                 go tak, jakby między nimi nic się nie wydarzyło. Nie pytała, on zaś niczego nie
                 mówił. Po kilku dniach chciał podjąć z nią dyskusję polityczną o różnicy pomiędzy
                 komunizmem a bundyzmem. Estera pogładziła jego zmarszczone czoło i nic nie
                 odpowiedziała. Nalegał: – Nie masz mi nic do powiedzenia? – Gdy się roześmiała
                 i nie odpowiadała na jego pytania, dodał z powagą: – Wolałbym, żebyśmy prze-
                 dyskutowali to otwarcie, jak wolni ludzie.
                   Obdarzyła go matczynym spojrzeniem: – Aktualna różnica między tobą a mną
                 – powiedziała – polega na tym, że ty jesteś mężczyzną, a ja kobietą… A co się
                 tyczy dyskusji, odłóżmy ją do momentu, gdy naprawdę będziemy wolni.
                   Tej samej nocy opowiedział jej, że Prezes zwołał ponownie przedstawicieli
                 lewicy, aby zaapelować o wzięcie współodpowiedzialności, i że w odpowiedzi
                 kazali mu naradzić się z tymi, z którymi do tej pory się naradzał. Później w nocy
                 Isroel pieścił Esterę i szeptał: – Moja piękna Estero… Nie ma takiej siły, która
                 mogłaby nas rozdzielić… Ani getto… Ani wyzwolenie.
                   Zadrżała: – Tylko jedno…
                   Zamknął jej usta swoimi.
   387   388   389   390   391   392   393   394   395   396   397