Page 389 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 389
Przytrzymywała drabinę, na której stał. Wydawało jej się, że mu pomaga. –
Myślisz, że będzie tu można przezimować? – zapytała.
– Prędzej tak niż nie.
Wierzyła. Wszystko wskazywało, że wojna się kończy. Że oboje, ona i Isroel,
przeżyją. Wskazywał na to też fakt, że minęły akcje z listami, a oni przeżyli.
Przyjemnie było urządzać ten pokój. Zajmowała się tym o brzasku i w ciągu
kilku chwil, jakie znajdowała po pracy. Wiele czasu nie miała. Isroel nie mógł
zajmować się staniem w kolejkach, a ona musiała gotować, cerować i napra-
wiać rozpadające się w rękach ubrania. Dopiero w dalszej kolejności biegała na
kółka i zebrania, znów całą sobą zaangażowana w robotę partyjną. Wszystko
robiła z większym entuzjazmem niż kiedykolwiek wcześniej – chociaż przyjęto
ją w partii z rezerwą. Pamiętano jej słabości i kapryśny charakter. Nie mogło
być mowy o włączeniu jej do ścisłej grupy przygotowawczej, która miała przyjąć
Armię Czerwoną, i ewentualnie rozpocząć powstanie przeciw Niemcom. Jednak
pozwolono jej zajmować się uratowanymi dziećmi, młodzieżą komunistyczną –
za to była wdzięczna.
Wyglądało to dziwnie. Powrót do partii sprawił, że czuła się bliżej związa-
na z Isroelem, politycznym przeciwnikiem. Chodząc na posiedzenia, potrafiła
zgadnąć, co czuje on sam. To było dobre. Jej prawdziwym domem nie był ów
nowy pokój – ale on. Mieszkała w nim i ciekawiło ją to mieszkanie, do którego
sprowadziła swoje serce.
Zawsze wracała do domu wcześniej i spokojna kładła się na łóżku, czekając
na niego. Nieraz zasypiała, ale zawsze potrafiła poczuć go obok siebie i przytulić
się do niego.
– Dzisiaj zrobisz wielką babkę – odezwał się do niej pewnego poranka, gdy
zasiedli do śniadania składającego się z kawy i chleba.
– Spodziewasz się gości? – zapytała.
– Tak, odbędziemy tu zebranie – kęs stanął jej w gardle. Pozbierała się i zaczęła
szybko jeść, aby nie dostrzegł jej zdenerwowania. Po raz pierwszy towarzysze
przyjdą do mojego domu – zauważył z dumą.
Schyliła się ku niemu: – Wszystko przygotuję i wyjdę. Nie jestem bundystką…
Jestem…
Patrzył na nią wdzięczny, zadowolony: – Dokąd pójdziesz?
– Do swoich.
– Będziesz musiała tam przenocować.
– Nie, wrócę zaułkami.
Opowiedział jej o spotkaniu Rumkowskiego z lewicą. Nie miała pojęcia, że coś
takiego miało miejsce. Prezes wygłosił słodką mowę, opowiadał Isroel. – Oczy-
wiście popełniłem błędy – powiedział Prezes. – Ale jestem tylko człowiekiem.
Musicie to rozumieć, jako ludzie doświadczeni w pracy społecznej.
– Żartowniś z tego Starego – uśmiechał się Isroel. Wysłał talony do kilku
z naszych, a oni mu je odesłali z powrotem. Padał przed nami na twarz, ja 387