Page 272 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 272

– Dwóch żydowskich policjantów zażądało, aby dopuścić ich do posiedzenia
                 – kontynuował Zybert tonem zdradzającym przyjemność z dobrze wykonanej
                 roboty. – Mówili, że mają czyste ręce i chcą pomóc w pracy konspiracyjnej.
                 Wszyscy przysięgali, panie Prezesie, zupełnie jak w 1905, a oto co postanowili:
                 Po pierwsze, aby nikt więcej dobrowolnie nie wyjeżdżał z getta. Po drugie, sa-
                 botować pracę w resortach. A wie pan, kto wniósł tę wielce istotną propozycję?
                 No, proszę zgadnąć. Tak, pana wierny syn, Samuel Cukerman. Proszę sobie
                 wyobrazić… Ale proszę się nie denerwować… Czemu pan tak pobladł? Przecież
                 pan wie, że ich decyzje nijak mają się do pańskich. Ot, pogadali. Dokąd pan
                 idzie, panie Prezesie kochany?
                   Prezes zaczął chodzić tam i z powrotem, z grzywą uniesioną jak u rozwście-
                 czonego lwa. – Co jeszcze? – ciągnął Zyberta za język.
                   – Zdecydowali o utrudnianiu panu i Schattenowi pracy oraz zbieraniu dowo-
                 dów waszych przestępstw. – Zybert śledził Starego rozbieganymi oczami i kiwał
                 w jego kierunku palcem: – Jeśli będzie pan brał to tak bardzo do serca, Nasi ,
                                                                                 5
                 radzę być świadomym… Więcej nie powiem. Getto potrzebuje zdrowego Prezesa,
                 rozumie mnie pan.
                   – Gadaj! – zaryczał Rumkowski.
                   Zybert przybrał taką minę, jakby się przestraszył: – Wniesiono propozycję
                 utworzenia organizacji bojowej. Proszę się nie bać. Propozycja upadła. Nie będą
                 tworzyć żadnych organizacji tego rodzaju, skoro getto w ogóle nie ma broni. Na-
                 wiązanie kontaktu z Polakami jest niemożliwe, a antysemitów wśród Polaków
                 na zewnątrz też nie brakuje. Nie mówiąc już o folksdojczach zamieszkujących
                 okolice getta. A z mieszkańcami getta też nie uda im się zasiąść do wspólnego
                 stołu, rozumie mnie pan. Nie ma czym gwizdać, ale też nie ma komu. Ta garstka
                 ludzi ledwo stoi na nogach. A nawet jeśli walka zostałaby wzniecona, z takim
                 zapleczem szybko zostaliby starci z powierzchni ziemi. Jak pan widzi, sami przyjęli
                 naszą linię… No cóż.
                   – No cóż. A mnie czynią za nią odpowiedzialnym, co?
                   – Nie jest tak źle, Prezesie. Ma pan też przyjaciół. Mnie na przykład.
                   – Będziesz mnie bronił po wojnie? Już to widzę. Spluniesz na mnie, żeby się
                 samemu wybielić.
                   – Wybielić się? Prezesie, z czego? Sam pan przecież mówi, że jest pan nie-
                 winny. Tym bardziej ja jestem nie… Niewinny… Obaj jesteśmy nie… Nie… Nie ma
                 się z czego wybielać.


                                                 *



                 5    Nasi – hebr. książę, honorowy tytuł nadawany przywódcy społeczności żydowskiej, dzisiaj: prezy-
          270      dent.
   267   268   269   270   271   272   273   274   275   276   277