Page 189 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 189
– a może i syna? Ale nie udało się. Getto nie pozwoliło? Niemiec nie pozwolił?
Coś w nim samym nie pozwoliło? Na wszystko było już za późno.
Lud ma rację, twierdząc, że miłość jest ślepa, a małżeństwo jest najlepszym
okulistą. Klara z tymi swoimi pytaniami, z tym swoim naleganiem i nieustannym
dręczeniem go była prawdziwie upartą muchą, która swoim brzęczeniem wierciła
mu dziurę w mózgu. Miała go za przestępcę, mordercę. Nigdy nie będzie miał
z nią dzieci. Nigdy. Te wszystkie zastrzyki wcale nie pomogły. A może los tak
chciał? Jego siły powinny pozostać tylko w nim, aby mógł podołać nadludzkim
pokusom, które przed nim stoją. Nie zostawi po sobie potomka. Wszystko, co
po nim zostanie, to skalane imię. Niech będzie, to również przyjmował z pokorą,
aby tylko naród dalej trwał. On, Mordechaj Chaim, był Żydem. Wszystko, co mu
pozostało, to jego żydowskość. Jeśli ona przetrwa, to i on jakoś w niej będzie
obecny. Oczywiście ludzie nie będą go chwalić i opiewać, w najlepszym wypadku
zapomną o nim, a jednak w pewien sposób będzie towarzyszył w drodze przy-
szłym żydowskim pokoleniom.
Leżał w łóżku i zawijał jedną wargę w drugą, jakby zwiotczałymi ustami ugnia-
tał myśli. Obok leżała Klara, jego żona. Wiedział, że ona też nie śpi. Słyszał, jak
kręci się na posłaniu. Niepostrzeżenie, nawet mimo tego zwyczaju dręczenia go,
stała się częścią jego życia. Mógł od niej uciec, wziąć rozwód. Mógł nie wracać do
domu na noc. Ale tego nie robił. Jakaś siła związała go z nią. I choć ona mówiła
takie gorzkie słowa, nie czuł do niej złości. Czasami wydawało mu się, że potrze-
buje jej gorzkich słów. Niejeden raz próbował z nią rozmawiać, otworzyć przed
nią serce. Kiedyś nie miał zwyczaju zwierzać się ludziom. Nie miał przyjaciela
i nawet z rodzonym bratem nie był zbyt blisko. Teraz chciał otworzyć się przed
Klarą…
Próbował jej wytłumaczyć: – Jestem jak tancerz na linie – rzekł. – Muszę
lawirować. Niemcy wybrali mnie, abym im pomógł w realizacji ich dzieła… Więc
wykonuję swoją robotę. Służąc Niemcowi, służę mojemu narodowi. Chcę odwlec…
złagodzić… pomóc wytrwać… To moja walka, Klaro, dlaczego tego nie widzisz?
Niemcy każą mi uspokoić getto, chcą, abym powiedział ludziom: „Nic wam nie
grozi. Akcje się nie powtórzą”. Niemcy potrzebują tego, aby się zasłonić, aby
ich praca przebiegała sprawniej. Również Żydzi tego potrzebują, aby się nie
załamać… Aby ich nerwy nie puściły… Aby przed czasem nie opuściły ich siły.
Mówisz, żebym rozgłosił po getcie wiadomość na temat rzezi, abym naradził
się z partiami. Co mam z tym zrobić? Jeśli partie uczynią niewłaściwy krok, to
wszystko przepadnie. Dlaczego tego nie rozumiesz?
Ona nie chciała zrozumieć. Żądała rzeczy niemożliwych i od kiedy stało się
jasne, że szykuje się akcja przeciw dzieciom i starym ludziom, szaleństwo zago-
ściło w jej głowie: – Zróbmy to, co zrobił Czerniaków – dręczyła go.
On złościł się na nią: – Samobójstwo nie rozwiązuje żadnego problemu.
A gdzie odpowiedzialność? Co byś powiedziała o ojcu, który odbiera sobie życie
i zostawia dom pełen sierot? A gdy już się otruję, czy nie znajdą innego na moje 187