Page 184 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 184

nie potrafi”. Nie mógł wybaczyć Staremu talonu, który od niego otrzymał za
                 nocną pracę. Do szpitala go nie wpuszczono. Przy bramie stał policjant, który
                 go poinformował: – Nie dzisiaj… rozkaz.
                   Wróciwszy do domu, Szolem powiedział Szejnie Pesi: – Mamo, mam genialny
                 pomysł. Dzisiaj w nocy zrobimy bal. Zwołamy całą rodzinę. Motla, Josiego z dziećmi.
                 Gdzieś dorwę Isroela i przyprowadzę go za uszy… Choć raz zjemy wszyscy razem.
                   Szejna Pesia zaraz wzięła się do roboty. Zrobiła babkę z fusów kawowych
                 i dla wnuków kilka macy z czystej mąki.
                   Po dwóch godzinach wszyscy siedzieli przy stole, a dwoje wnuków na kolanach
                 Szejny Pesi. Również Isroela Szolem przyprowadził „za uszy”. Jedli zupę i babkę
                 posmarowaną marmoladą. Dwoje wnucząt dostało po kawałeczku kiełbasy do
                 gryzienia. Dorośli spoglądali na ich małe, tłuste usta, przełykając ślinę.
                   Choć byli w codziennych ubraniach, zmęczeni codzienną pracą, czuli się
                 odświętnie podczas tej niespodziewanej rodzinnej uczty. Nawet Isroel wydawał
                 się przejęty tym spotkaniem. Jego małe, szare oczy wyrażały spojrzeniem to,
                 czego nigdy nie potrafił powiedzieć słowami. Głośno zauważył: – Jutro miną trzy                                      Rozdział dziewiąty
                 lata od rozpoczęcia wojny.
                   Szolem uderzył obiema pięściami w stół i wesoło rzekł: – Jeśli po trzech
                 latach możemy tak tu siedzieć wszyscy razem, to Niemcowi nic już nie pomoże.
                   Głowa Szejny Pesi znajdowała się pomiędzy główkami wnucząt. Myślała o Iciem
                 Meirze, pociągała nosem i połykała suche łzy. – Na przyszły tydzień – zwróciła
                 się do synów i synowych – też musicie przyjść. Choć raz w tygodniu chcę mieć
                 was wszystkich razem, słyszysz, Isroelu? Słyszysz, Motlu? Josi? – Po czym zwró-
                 ciła się do synowych: – Zróbcie to dla mnie, bo jak nie, to zabiorę wam mężów.
                   Wszyscy się roześmiali.
   179   180   181   182   183   184   185   186   187   188   189