Page 131 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 131
W Oddziale Naukowym Rachela miała łatwe życie. Atmosfera różniła się od at-
mosfery resortu, a dyscyplina była kwestią sumienia każdego z zatrudnionych
pracowników. Gablotki miały być gotowe do dnia, który kierownik, rabin, zgłosił
kilka miesięcy wcześniej. Każdy pracownik dokładnie wiedział, ile laleczek będzie
musiał przygotować do tego czasu i to było wszystko.
Rabin chętnie widywał gości, ludzi, którzy przychodzili obejrzeć wystawę
czy przejrzeć kolekcję starych ksiąg, przedmiotów rytualnych i dzieł sztu-
ki. Pisarze i malarze, którzy tutaj zaglądali, mogli sobie usiąść przy wielkim
stole i porozmawiać z pracownikami czy nawet iść z rabinem do gabinetu,
którego drzwi zawsze stały otworem – i wdać się w rozmowę o sprawach
duchowych.
Tutaj Rachela spotykała malarzy Wintera i Gutmana oraz artystów, których
wcześniej nie znała. Tutaj także przychodził czarniawy, ledwo zipiący towarzysz
Sender, który sam w sobie był instytucją kultury − urządzał odczyty, udzielał
lekcji i czytał swoje dzieła. Tutaj także od czasu do czasu wpadał poeta Bursztyn
i wyśpiewywał kawałki symfonii, które znał na pamięć.
Nierzadko z gabinetu rabina dobiegał głos poety, który czytał swoje utwory.
Nierzadko przekazywano tam sobie perły dopiero co powstałego folkloru get-
towego: świeżo powstałe powiedzonka, dowcipy, piosenki, które rabin zbierał
i zapisywał w grubych brulionach oprawionych w czarne okładki. A raz Gutman
przyprowadził tu Itkę z resortu gorsetów, która uciekła z domu wariatów w dniu
ewakuacji. Była ubrana w czerwoną, letnią sukienkę, na szyi miała sznur korali.
Siedząc sztywno na krzesełku, z ogromnymi oczami wpatrzonymi w dal, impro-
wizowała długie, niezrozumiałe poematy, wyraziste i melancholijnie piękne.
Pracownicy w sąsiednim pokoju − zasłuchani, zahipnotyzowani jej śpiewnym
głosem − wypuścili robotę z rąk. 129