Page 90 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 90
magnetyzmu. Odwrotnie – jego pojawienie się na balkonie przeszkadzało, jakby
realny świat zakłócał przedstawienie.
Poza tym balkon stanowił dobry pretekst do wszelkiego rodzaju wspominków
odżywających pod wiśnią. Widok postaci na balkonie nie różnił się bowiem wiele
od widoków zapamiętanych z dobrych, przedwojennych czasów, które zazwy-
czaj zdawały się odległą przeszłością. Od omawiania spektaklu na balkonie
przeskakiwano do wspominania dobrych interesów, dyskutowania o biznesie
i handlu. Każdy niegdysiejszy kupiec sprawiał wrażenie, jakby kiedyś sam był
bogaczem pokroju pana Adama Rozenberga. Każdej kobiecie zdawało się, że była
w domu taką samą królową jak Matylda lub taką kokietką jak Jadwiga, mąż zaś
kochał ją równie mocno, jak stary profesor kocha swoją arystokratyczną małżonkę.
Myśli te leżały już niedaleko tej najważniejszej – o jedzeniu, potrawach, które
niegdyś gotowano, o kurach i smażonych skórkach, o dobrych, tłusto duszonych
mięsach, o czulentach i przetworach.
Gdy przychodził kres słodkich wspomnień, była już zwykle noc. Wiśnia traciła
wtedy barwę i kształt, rozpuszczając się w otaczającej ją ciemności. Wyglądała Rozdział czwarty
na dziwnie dużą, jakby sklepienie nieba wieńczyło ją koroną. Białe kwiaty przypo-
minały gwiazdy, a księżyc na niebie – jeden wielki kwiat. Wówczas można było
pod wiśnią poczuć bliskość innych. Nawet balkon tracił kontury. Twarze na górze,
jaśniejące w ciemności, wydawały się zniżać, należeć do tej samej grupy – ludzi
na dole. Spokój i harmonia rozpościerały się na pustym podwórzu za zamkniętą
bramą. Nie było Niemców, nie było wojny. Tylko nocna, rozmarzona ziemia, na
niej zaś i w nią wtulone – grono Żydów. Garstka zmęczonych, śpiących dzieci.