Page 88 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 88
prowadziła rozmowy i informowała o stanowisku, które czeka jej męża. Samuel
nie miał nic przeciwko roztrąbieniu przez nią tych wieści. Wkrótce rozpoznano
go i zaczęto się z nim witać. Przyjemnie było znowu poczuć wokół siebie ludzi,
słyszeć pełne szacunku słowa. Ktoś nawet rzucił popularne powiedzenie: „Ręka
rękę myje”, szukano wręcz u niego protekcji.
Dziewczęta spotkały tu koleżanki. Rozmawiano o gimnazjum, które wkrótce
ma zostać otwarte. Mówili, mówili wszyscy – Samuel, Matylda i dzieci – jakby
chcieli sobie zrekompensować długie tygodnie samotności. Mówili pośpiesznie,
jedli jednak powoli, jak wypada jeść przedwojenne napoleonki – ostrożnie i z odro-
biną samokontroli, rodzajem oczywistej przedwojennej beztroski. Cukermanowie
upajali się tą nagłą przedwojennością.
Tej samej i następnej nocy Samuel spał niewiele. W piwnicy, gdzie ukrył wia-
dro z częściami do radia, zorganizował nową stację odbiorczą. Zdawało się, że
pracował spokojnie i planowo, wewnątrz jednak pełen był impetu, niecierpliwości,
aby czym prędzej połączyć się z bratem w dalekim świecie.
*
Każdy z sąsiadów, którzy zbierali się wieczorem pod wiśnią i spoglądali na
balkon kamienicy, miał swojego ulubionego „aktora” czy „aktorkę” wśród postaci
na górze.
Starsze kobiety uwielbiały patrzeć na panią Hagerową i jej męża, brodatego
profesora. Podziwiały pięknie uczesane włosy staruszki, jej postawę, arys-
tokratyczny uśmiech drobnych ust, blask dyskretnie kołyszących się kolczyków,
gdy nachylała się do męża, by coś długo, ze szczegółami, szeptać mu do ucha.
Para bez przerwy dzieliła się czymś szeptem, a gdy profesor, tak niezmiennie
czuły wobec małżonki, pogładził czasem jej ramię, tłumek kobiet na dole aż
wstrzymywał z napięcia dech.
Kobiety w średnim wieku uwielbiały patrzeć na Matyldę. Nie miały wątpliwości,
że jest królową tego pałacu, prawda, smutną, załamaną, ale taką, która wciąż
dumnie zadziera głowę, jakby nadal miała na niej niewidzialną koronę.
A dorastające dziewczęta uważały córki Matyldy za księżniczki. Znały dokładnie
różnicę w usposobieniu obu sióstr, i każda dziewczynka na dole wybrała sobie
według upodobania jedną lub drugą pannę z balkonu jako obiekt swojej zazdrości.
Inna grupa kobiet na podwórzu nie mogła oderwać wzroku od Jadwigi, żony
pana Adama, która rzeczywiście była najbardziej interesująca spośród poja-
wiających się na balkonie postaci. Choć trzymały się swoich ról, pozostałe osoby
nie miały krzty zmysłu teatralnego. Czasami, wbrew wszelkim zasadom „gry”,
odwracały się plecami do „frontu” czy wręcz siedziały nieruchomo. Jadwiga była
86 jedyną, która wiedziała, czego się od niej oczekuje. Za każdym razem wychodziła