Page 461 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 461

Panna Diamant mieszkała przy resorcie, w domu, w którym przed wojną funk-
                  cjonowała szkoła katolicka. W budynku znajdowały się kiedyś cele zakonnic
                  pracujących z dziećmi. Były to niewielkie pokoiki, niepołączone ze sobą, lecz
                  wychodzące osobnymi drzwiami na długi korytarz.
                     W domu tym mieszkało wielu nauczycieli, ale byli tu też inni: pracownicy re-
                  sortu, biura i zasiłkowcy. Pani Lustikman, nauczycielka, która w getcie została
                  aktywną komunistką i w zajmowanych przez siebie dwóch pokoikach zorgani-
                  zowała rodzaj partyjnego sekretariatu, jeden z nich odstąpiła pannie Diamant.
                  Sama zaś z mężem staruszkiem, wiecznie głodnym nauczycielem matematyki
                  i fizyki, przeprowadziła się wraz sekretariatem do pokoiku obok. Po sąsiedzku
                  mieszkała z dwiema córkami pani Fajner, dyrektorka gimnazjum, a dalej Frau
                  Brojde, profesorka niemieckiego. W tym samym domu mieszkały też nauczyciel-
                  ka łaciny, panna Luba, i hebrajskiego, pani Karmelman, którą wszyscy nazywali
                  „Karmelką”, a także profesor botaniki pan Hager z dostojną żoną. Oprócz nich
                  również kilku młodych nauczycieli, których panna Diamant nie znała.
                     Panna Diamant stała się częścią wielkiej rodziny, jaką tu tworzyli. Żyli w czymś
                  na kształt komuny, a każdy nauczyciel miał w swoim pokoiku tylko porcję chleba
                  i cukru. Reszta prowiantu wchodziła do wspólnych zapasów. Komitet aktywu
                  wybierany był co miesiąc, ale na jego czele stawały zwykle dwie energiczne
                  kobiety – „Karmelka” i pani Lustikman.
                     Panna Diamant przez kilka pierwszych tygodni nieustannie się dziwiła. At-
                  mosfera w tym miejscu była tak bardzo nowa, jednocześnie zaś tak znana z mło-
                  dości, że wydawało jej się to trudne do uwierzenia. Nie, ludzie, z którymi miała
                  teraz do czynienia, nie byli już kolegami z gimnazjum nigdy niedostrzegającymi
                  jej obecności. Nie byli obojętnymi, pękającymi z samozadowolenia lektorami,
                  którzy rzucali z katedry nadęte frazy, a w pokoju nauczycielskim zachowywali   459
   456   457   458   459   460   461   462   463   464   465   466