Page 456 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 456
połowę swoich płaszczy zimowych, zrobić sobie kurtki, a resztę materiału oddać
potrzebującym...
Zybert, który od jakiegoś czasu zawładnął butelką wina i co chwilę sobie
z niej dolewał, zaśpiewał do swojego na pół wyczyszczonego talerza: „Ciesz się
chłopcze, ciesz, dziewczyno, pijmy wódkę, pijmy wino, trala, lalala...”
– A główny zarzut trzeba postawić nam, kobietom – poważna pani Waldman
zgodziła się z „hrabiną Heleną”. – W końcu mężczyźni zajęci są pracą. Dlatego
naszym obowiązkiem jest dopilnować, by cywilizacja w getcie rozwijała się. Nie
mam na myśli jedynie ulicy. Trzeba dojść do domów, nauczyć tych ludzi, jak i co
jeść. Czy mają państwo pojęcie, co oni pakują sobie do żołądków? Najgorsze
brudy. Z tego biorą się potem choroby i epidemie. Trzeba by też oddziaływać na
nauczycieli. – Zwróciła się do komisarza szkół: – W klasach powinno się wpro-
wadzić przedmiot „uczciwość”. Dzieci wyrastają na złodziei i kłamców. Kiedy
mogą coś zwinąć z wozu albo wynieść z kooperatywy, pysznią się jak bohaterzy,
a najgorsze jest to, że rodzice jeszcze je za to chwalą.
– Tak, komitet kobiet byłby wielkim osiągnięciem. – Odezwała się żona ko-
misarza sądu, starsza, elegancka pani. – Wykorzystałybyśmy czas pożytecznie,
uczciwie i kulturalnie.
Młoda, ładna kobieta zmarszczyła nos: – Nie przepadam za komitetami
i wiem, że pan Prezes też nie. Każdy powinien robić to, co mu dyktuje sumienie,
prawda, panie Prezesie?
Rumkowski odsunął od siebie na wpół pełny talerz. Nie był głodny. Z rozmowy
przy stole nic nie usłyszał. Był zajęty Klarą.
– Ta dama pyta, czy lubi pan komitety – poinformowała go Klara.
W końcu pozwolił sobie położyć rękę na jej ramieniu: – A ty, lubisz komitety?
Uśmiechnęła się zimno: – Te damy nie znają getta, panie Prezesie.
Oczywiście, przy stole nie usłyszano jej uwagi, bo i na nią nie czekano, podobnie
jak na zdanie Prezesa o komitetach. Dobrze widziano, że myśli ma zaprzątnięte
Klarą. Rozmowa toczyła się dalej. Samuel siedział odsunięty od stołu i lekko koły-
sał się na krześle. – A propos tego, o czym tu rozmawiamy, przyjaciele – odezwał
się ożywiony – czytałem raz... anegdotę, a może to prawdziwa historia: Plehwe ,
15
niech jego imię będzie wymazane, miał kiedyś zwołać do siebie największych
rabinów, by postawić im kłopotliwe pytania. Jednym z nich było: „Dlaczego u Żydów
jest tyle konkurencji, jeden drugiemu próbuje odebrać od ust kawałek chleba?”.
Nasz rabin, reb Chaim, odparł: „To proste. Jak wiadomo, zwierzęta należące do
tego samego gatunku nie pożerają się nawzajem. Z wyjątkiem jednego – ryb
w rzece. Dlaczego? Bo inne zwierzęta mają dla siebie cały świat. Mogą szukać
pożywienia wszędzie, podczas gdy ryby ograniczone są wodą. By utrzymać się
15 Wiaczesław Konstantynowicz von Plehwe (1846–1904) – minister spraw wewnętrznych w Cesar-
454 stwie Rosyjskim, szef tajnej policji politycznej, który nieformalnie wspierał antysemickie pogromy.