Page 304 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 304
Później porzucili nieprzyjemny temat i znowu przeskoczyli myślą ponad tą
nieznaną, niebezpieczną epoką, ponad granicą pomiędzy tu a tam, i wyobrażali
sobie, jak to będzie, kiedy ziemia izraelska zostanie wyzwolona.
– Nie, tatusiu – Dziunia zazwyczaj dochodziła do tego samego wniosku – nie
kupimy sobie tam domu… Nie będziemy bogaci naszym prywatnym majątkiem.
Cała ziemia ojczysta będzie naszym bogactwem. Pójdziemy do kibucu... będzie-
my żyć w równości. Po co człowiekowi pieniądze? Po co ozdoby i inne głupoty?
Należy być szczęśliwym. Za pieniądze szczęścia się nie kupi.
Samuel zaśmiał się cicho w odpowiedzi na tę uwagę z jej strony: – A mnie się
ciągle wydawało, że ty jesteś osobą praktyczną. Skąd u ciebie taka naiwność?
Nasz kraj potrzebuje bogactwa, kapitału – zapomniał się i zaczął mówić, jakby
Kraj już istniał. – Nie pójdę do żadnego kibucu. Co miałbym tam robić? Uprawiać
ziemię? Orać i siać? Dzień w dzień, tydzień po tygodniu? To nie dla mnie. Ja chcę
budować. Postawię wielkie fabryki, przedsiębiorstwa, które przyciągną do nas
kapitał z całego świata. Staniemy się potężni. Nikt nie będzie mógł nas złamać,
nikt nie poważy się stanąć przeciw nam. Rozdział czternasty
– Ale tatusiu – Dziunia się z nim droczyła – my nie chcemy mieć władzy nad
innymi. My chcemy, żeby nas zostawiono w spokoju… Chcemy nauczyć świat,
jak żyć w pokoju…
– Aby uczyć świat, wcześniej trzeba być silnym, córko. Nikt nie słucha słów
słabego.
Spierali się serdecznie, rozmarzeni, a przecież po dziecięcemu poważni.
Zmęczeni sprzeczkami ponownie ogrzewali serca słonecznymi marzeniami
o Ziemi Izraela. Aż poczuli sztywność ciał i wówczas wstawali ze stosu drewnia-
nych szczap, które przykrywały schowane radio Cukermana. Trzymając się za
ręce, przedzierali się w ciemności do drzwiczek. Samuel zamykał drzwi piwnicy,
zamykając jednocześnie piwnicę głęboko w sobie – tam, gdzie chował swoje
rozmowy z córką i marzenia, które nie powinny się przedostać na powierzchnię
prawdziwego życia.