Page 303 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 303

udając, że nie słyszy jej nieustannych, gorzkich wymówek. Niczym pancerzem
                  bronił się przed nią swoją pogodą ducha.
                     Stronił również od Belli, swojej najstarszej córki, dbając o to, aby widywać ją
                  jak najrzadziej. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli o niej, jakby nie była już
                  jego dzieckiem.
                     Miał tylko młodszą córkę – Dziunię. Ta, która kiedyś nieustannie buntowała
                  się przeciw niemu, teraz stała się jego jedyną przyjaciółką. Ubóstwiała go. Była
                  z niego dumna – za jego niestrudzoną pracę na rzecz partii, za dobroć i czło-
                  wieczeństwo, które okazywał, pomagając w każdej akcji podejmowanej przez
                  towarzyszy. I mówiła mu to, chwaliła go i wynosiła pod niebiosa. Był jej za to
                  wdzięczny. I nawet jeśli przy tym czuł jakiś wewnętrzny dyskomfort, zachowywał
                  to dla siebie.
                     I odwdzięczył się córce (nie potrafił już nic przyjmować bez odwdzięczania
                  się). Podzielił się z nią swoim sekretem – zabrał ją do piwnicy, aby posłuchać
                  informacji radiowych, a nawet więcej, dał się jej przekonać i pozwolił, aby robiła
                  notatki w celu przekazania wiadomości członkom partyjnych kółek. Z powodu
                  Dziuni i z powodu zapominanego niebezpieczeństwa, które groziło za roznoszenie
                  informacji, słuchanie radia stało się jeszcze ważniejsze, dzięki niemu czuł się
                  jeszcze bardziej podniośle i był z siebie dumny. Nawet strach, który go czasami
                  dopadał, był łatwiejszy do zniesienia. Tak, teraz prawdziwie przeciwstawiał się
                  Niemcowi.
                     W zimnej piwnicy, po audycjach, oboje puszczali wodze fantazji.
                     – Gdy skończy się wojna – marzył Samuel – nie będziemy już czekać ani dnia
                  dłużej, lecz natychmiast wyjedziemy do naszego Kraju. A ty wiesz, że tam natura
                  jest przyjazna człowiekowi? Nie ma siarczystych mrozów. Niebo jest tam niskie,
                  gwiazdy wielkie, a powietrze czyste. Kupię dom, ogromny, tylko dla nas… A ty,
                  Dziuniu, co ty będziesz robić?
                     – Hmm, pójdę walczyć, aby ta ziemia była nasza – szeptała Dziunia. – Ale
                  wiesz, co myślę, tatusiu? Myślę, że walkę o Izrael trzeba zacząć już tu… Trzeba
                  dopomóc armiom walczącym na świecie. Siedzimy i nic nie robimy, a tam biją
                  się za nas…
                     – Głupstwa opowiadasz, córko – przerwał jej. – Co możemy zrobić bez żadnego
                  kontaktu ze światem zewnętrznym… Bez broni? Jesteśmy bezsilni.
                     – Żydzi zawsze są bezsilni.
                     – No, wyobraź sobie, że się uzbroimy, czym tylko możemy, że zabijemy war-
                  towników, przerwiemy druty i uciekniemy… Zbiorowisko wielu tysięcy Żydów.
                  Możesz sobie wyobrazić tę rzeź? A komu udałoby się ukryć, tego Polacy sami
                  by wydali. A kto i tego by uniknął, w co by się ubrał? Dokąd by pobiegł? Jak by
                  walczył? Nie, nasz jedyny wkład w zwycięstwo to walka o przeżycie. Tylko w ten
                  sposób możemy zwyciężyć. Jeśli pozostanie po nas stos trupów, stos martwych
                  bohaterów, którzy byli odważni, to jaki będzie tego sens? O życie trzeba się bić,
                  nie o śmierć. Śmierć, choćby najpiękniejsza, to klęska.              301
   298   299   300   301   302   303   304   305   306   307   308