Page 25 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 25
− Czego chce?
− Ma dreszcze! – powiedziała do niej Estera.
Kobieta zaczerwieniła się: − Czy kto widział, aby w takim tłumie człowiek miał
dreszcze? Przecież ze mnie leje się pot!
Gdzieś z przodu dobiegł ich krzyk: − Ej, krokodylku! – Wysoki, barczysty
mężczyzna, obwieszony ze wszystkich stron wielkimi paczkami, zatrzymał się
w samym środku tłumu, po czym zawołał ponad głowami w kierunku wózka:
− Może byś się już ruszyła, cholero jedna! – Obładowany olbrzym pozwolił lu-
dziom przepłynąć obok siebie, czekając, aż wózek znajdzie się przy nim. Jego
rozczochrana, czarna głowa z niesfornymi lokami niczym sprężynki błyszczała
w świetle dnia. Loki opadały na brązowe czoło, sięgając brwi. Pełne, brązowo-
czerwone usta rozciągnęły się w nieoczekiwanym uśmiechu: − Czego brakuje
temu twojemu szczęściu? – Olbrzym zwrócił się do kobiety przy uchwytach.
Powietrze wokół niego zadrżało, światło zawibrowało jego niepokojem i siłą.
Tylko jedna taka postać żyła we wspomnieniach Estery – Walentino, chłopak
z ferajny, który mieszkał na podwórku kamienicy wuja Chaima. Estera poznała go,
chociaż się postarzał. Nie, nie postarzał, lecz stał się jeszcze silniejszy, bardziej
potężny i energiczny. Kobieta przepchnęła wózek, a Walentino z całym bagażem
na plecach pochylił się ku choremu. − Friede? – W cieniu jego brązowej twarzy
skóra chorego przybrała odcień suchej gliny. – Friede, popatrz tylko, słońce
świeci!
Uśmiech błąkał się w kącikach ust chorego:
− Widzę, Walentino…
− To co tak szczękasz zębami jak w febrze? Przecież jesteś pisarzem. Jak
pisarzowi może być zimno, gdy świeci słońce?
− Zimno mi od jego gorąca, Walentino… − Rozpalone oczy wskazały kobietę
przy uchwytach: − Nie jest jej za ciężko?
Walentino zatrząsł się wraz z całym swoim ładunkiem, co wywołało w Esterze
obawę, że coś może spaść na chorego.
– Zwariował, na moich wrogów! – Młody człowiek zarechotał. − Skoro nawet
w ogień za tobą wskoczy, to czy może być jej za ciężko?
− Jesteś zły, Walentino?
− Oczywiście, że jestem zły. Ona jest bardziej twoją żoną niż moją. Gdybyś
był człowiekiem jak należy, już dawno porachowałbym ci kości. Uwierz mi, tak
jest lepiej dla ciebie.
Walentino wyprostował się, idąc obok wózka. Estera chciała odezwać się do
niego, choć przez chwilę poczuć na sobie jego gorące oczy. Ale odsunęła się od
niego, stając po drugiej stronie taczki, po czym otworzyła walizkę. Wyjęła jed-
ną ze swoich kołder i narzuciła ją na chorego. Gdy jej ręka zbliżyła się do jego
twarzy, spod drżącej brody wyłonił się palec, cienki i biały, potem drugi – po
czym oba lekko dotknęły jej dłoni. Wydawało się jej, że czuje na skórze gorąco
rozpalonego szkła. 23