Page 126 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 126

Po koncercie, posprzątano wszystko ze stołu, rozebrano deski i zrobiono
               miejsce na podłodze. Nim się ktokolwiek zorientował, towarzystwo Josiego stało
               już w wianuszku, wzięło państwa młodych do środka i ruszyło tańczyć horę .
                                                                              11
                  Szolem, mój towarzysz, za żadne skarby nie chciał tańczyć. Głośno oświad-
               czył, że jest pryncypialnym przeciwnikiem tańczenia hory, i że to wbrew jego
               pryncypiom, by zdradzać pryncypia. I dlatego, bo w końcu było to wesele jego
               brata, będzie tylko klaskał w ręce. Rzeczywiście, pryncypiów nie zdradził, ale my
               z Rachelą – owszem. Nie pytając o nic wciągnięto nas do kręgu roztańczonego
               tak, że aż się w głowie kręciło. Szejna Pesia krzyczała wciąż i prosiła o litość,
               żeby nie hałasować, ponieważ, koniec końców, niedaleko znajdowały się druty.
               Ale nikt nie zwracał na nią uwagi i nikt jej nie słuchał.
                  Do tego przyszli nowi goście: kumple Iciego Meira. Szejna Pesia złapała się
               za głowę. Podbiegła do nich i błagała, żeby poszli do domu, że dziś wesele tylko
               dla młodych, że w następnym tygodniu zrobi „poprawiny” tylko dla starszych.
               Ale komu by się chciało wychodzić z takiego przedstawienia.
                  – Się pani Szejna Pesia nie boi – Walentino uspokoił ją gromkim głosem. –
               Za tydzień, jak Bóg da, przyjdzie się drugi raz.
                  Przepchnął się przez krąg ku nowożeńcom i zaczął z nimi pląsać. Ślepy He-
               nech stał pod ścianą, kiwał spiczastą bródką i klaskał do rytmu. To on, mówią,
               dostarczył całe dwie butelki tajemniczego wina, które teraz pito. Podobno sam je
               wyrabiał. Był też sławny kasiarz, Kulawy Król, i kilku koniokradów mieszkających
               na Bałutach jeszcze przed wojną. Wszyscy przyszli nieproszeni ze Ślepym He-
               nechem, który bez nich nie rusza się z miejsca. Potem przyszedł jeszcze jeden
               wysoki, gruby. Mówiono o nim, że pracuje w aprowizacji jako tragarz. Przyniósł
               prezent ślubny: ciasto upieczone z prawdziwej mąki (tej, którą wyniósł).
                  Wówczas przestano tańczyć.
                  Powstało ogromne zamieszanie. Ale Szejna Pesia i żona Ślepego Henecha szyb-
               ko wszystko opanowały. Kilka razy przeliczyły głowy, podzieliły ciasto i każdemu
               zatkały gębę jego kawałkiem. Rachela ugryzła swój, resztę zawinęła w kawałek
               papieru, aby zabrać do domu. Ja ugryzłem trochę więcej i zrobiłem to samo.
               Niech i moi sobie przypomną, jaki smak miało przedwojenne ciasto maślane.
                  Zaraz potem zgromadzeni wysypali się na podwórze. Był już wieczór, ale pod-
               wórze wypełniali ludzie. Szejna Pesia zeszła na dół i obdzieliła dzieci pozostałymi
               cukierkami. Icie Meir, który wyglądał, jakby był nieźle pijany, podekscytowany
               biegał od grupki od grupki, by uściskano mu rękę.
                  Wzeszedł księżyc. Kamienie na podwórzu rozjaśniły się, twarze ludzi pobladły.
               Trzymałem Rachelę za rękę. Spacerowaliśmy. Podeszliśmy do wiśni. Liście cicho
               szeleściły. Srebro księżyca wisiało na nich, a ostatni kwiat na gałęzi wyglądał jak



               11   Hora – tradycyjny taniec żydowski wykonywany w kręgu, stały element ślubów. Tradycja wiąże
         124      horę z syjonizmem, stąd bundowcy nie tańcząc, demonstrowali swoje poglądy.
   121   122   123   124   125   126   127   128   129   130   131