Page 246 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 246

W przeciwległej bramie sprzedawca zapakował im bajgle do torebki. Śmiejąc
           się, odliczali mu grosze na wyciągniętą dłoń. Płacąc, Rachela usłyszała za sobą
           skrzypienie, odwróciła głowę i zobaczyła drobniutkiego lodziarza z długą brodą,
           pchającego swój biały wózek, który lśnił i ociekał wodą. Przemoknięty Żyd dreptał
           za nim. Obrócił swą pozlepianą deszczem brodę w stronę Racheli.
             – Ma pan bardzo dobre lody! – zawołała do niego.
             Jego oczy zaświeciły do niej niczym lampki:
             – Kupuj zawsze u mnie, córeczko! – podreptał dalej we wszechogarniającą
           wilgoć, jakby jego ten deszcz nie dotyczył.
             Dawid rozpiął wiatrówkę i schował pod nią torebkę z bajglami. Znów biegli.
           Podłożył ramię pod jej pachę i niemal niósł ją ze sobą. W parę minut byli już w kinie.
           W środku było prawie pusto. Wybrali sobie miejsce w samym środku, dokładnie
           naprzeciw ekranu, usadowili się, przytulili do siebie i zabrali od razu za bajgle.
             – Fatalnie, nie sprawdziliśmy, co grają – wyszeptał z pełnymi ustami.
             – Coś, co lubisz: „Przygody Tarzana”.
             – Tak? Skąd wiesz?
             – Rankiem przechodziłam tędy.
             – Zatem dobrze trafiliśmy! I przyszliśmy dokładnie na czas. Ci księża nie
           będą się długo ciągnąć.
             Kronika filmowa pokazywała niedzielną ceremonię w nowym kościele w oko-
           licach Łęczycy. Księża rzeczywiście szybko zniknęli i nagle w pustej sali kinowej
           zagrzmiał głos kanclerza Niemiec – Hitlera. Z głębi ekranu, wprost na Rachelę
           i Dawida, maszerowały w oficerkach potężne postaci żołnierzy niemieckiej armii. Ten
           obraz również szybko zniknął. Kronika filmowa skończyła się. Zaryczał lew wytwórni
           Metro-Goldwyn-Mayer i zaraz na wiszących lianach w dżungli zaczął unosić się
           sam Tarzan z całą swoją okazałą siłą. Dawid z Rachelą wyjęli następnego bajgla.
             – Cudownie tak sobie tu siedzieć, prawda Rachelo? Popatrz… i tak oto jesteś
           w Afryce. Widzisz te potężne słonie? Zaraz zobaczysz, jak Tarzan szybko sobie
           z nimi poradzi. – Brązowa, wypieczona skórka bajgla swojsko chrupała między
           zębami Dawida. – A tam, widzisz, między gałęziami? Stamtąd wychodzi jego
           narzeczona.
             – Czyja narzeczona? – zapytała Rachela, chrupiąc swój kęs.
             – Jak to czyja? Tarzana.
             – Dlaczego nie wziął z nią ślubu? Na wszystkich filmach ona jest jego na-
           rzeczoną.
             – A cóż złego w byciu narzeczoną?
             – Jak długo się to może ciągnąć? Co jest fajnego w byciu starą narzeczoną?
             – Narzeczone nigdy nie są stare.
             – Wiecznie być narzeczoną musi być nudne...
             – Nie zgadzam się z tobą, Rachelo, szczęście ty moje. Narzeczona jest nie-
           wątpliwie bardziej romantyczna niż zwykła kobieta czy żona. Żona Tarzana. To
    244    nawet śmiesznie brzmi.
   241   242   243   244   245   246   247   248   249   250   251