Page 222 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 222

Wprawdzie nie całowała go już i nie obejmowała jak dawniej, ale tłumaczył to
           sobie tym, iż uświadomiła sobie, że był już za duży na takie czułości.
              Był teraz bardzo zaabsorbowany wzmacnianiem swojej siły fizycznej. Posta-
           nowił, że musi nauczyć się, jak nie unikać walki, lecz odważnie stawiać opór
           każdemu, kto podniesie na niego rękę. Jednak inni chłopcy z chederu właśnie
           w tym czasie zaczęli tracić ochotę do bijatyk, zarówno tych na żarty, jak i na
           poważnie. Nawet jego przyjaciel Ariel, który do tej pory przewodził wszystkim
           „walkom”, bardzo się ostatnio ustatkował.
              Dlatego też jedyną sposobnością, by nauczyć się, jak się bić, było zaczepianie
           szajgeców. Jankew odczuwał teraz potrzebę fizycznego bólu i pragnął nauczyć
           się go znosić. Jego serce płonęło żądzą zemsty na Długim Stefku i jego bandzie.
           Jednak teraz Długi Stefek i reszta hałastry całymi dniami pracowali w polu,
           w obejściu gospodarstw, lub służyli u dziedzica we dworze. Były przyjaciel Jan-
           kewa, Bronek, syn Mańki Praczki, do którego Jankew żywił urazę i nie rozmawiał
           z nim, pracował teraz dla swojego krewnego Wacława i uczył się fachu strażaka.
           Jedyna okazja spotkania twarzą w twarz z szajgecami nadarzała się więc w nie-
           dziele, jednak wtedy żaden Żyd przy zdrowych zmysłach nie ośmielał się wyjść
           na ulicę. Poza tym Jankew nigdy nie bał się gojów tak bardzo jak ostatnio, po
           tym, jak nasłuchał się o pogromach w wielu miastach i sztetlach.
              Nie miał nawet okazji, żeby przeciwstawić się swojemu mełamedowi, reb
           Szapselemu, podczas upokarzających scen wymierzania kary, ponieważ już
           prawie się nie zdarzały. Jankew i jego koledzy z chederu przygotowywali się do
           bar micwy i rebe darzył ich z tego powodu większym szacunkiem. Jedyną dobrą
           rzeczą w tym wszystkim była świadomość, że wkrótce pozbędzie się „Asmodeusza”
           i zacznie sam studiować w bejt midraszu, lub może gdzieś daleko w jesziwie. Bo
           bez względu na zaabsorbowanie fizycznymi, przyziemnymi sprawami, nie mógł
           zaniedbać studiowania. Czuł, że musi wszystko gruntownie zgłębić, poznać
           święte księgi tak dobrze, jak tylko możliwe – podobnie, jak musiał nauczyć się
           odważnie walczyć.
              Jedyną osobą, którą Jankew teraz kochał, był Ariel. Podczas ostatnich gorą-
           cych wieczorów obaj chłopcy wędrowali razem po otaczających sztetl uliczkach
           i ścieżkach. Powietrze było przesiąknięte zapachami jesiennych kwiatów i doj-
           rzałych owoców, jednak oni nie zauważali otaczającego ich świata. Przytaczali
           cytaty, argumentowali, dzieląc włos na czworo, dyskutowali, zmierzając do
           kwestii, które były najbliższe ich sercom, a przede wszystkim do pytania: Co
           należy zrobić? Czuli, że muszą zrobić coś, co pozwoli im wyrazić ich złość, strach
           i niezadowolenie porządkiem świata.
              Choćby nie wiadomo jak się starali, nie mogli już dłużej znaleźć przyjemności
           w psoceniu, bójkach i zwykłym wygłupianiu się. Chociaż Ariel był odważny, silny
           i poznał różne zręczne sztuczki od młodych rzeźników, a nawet wiedział, jak ob-
           chodzić się z toporem, niewiele różnił się teraz od Jankewa. Spłatanie komuś figla
    222    musiało mieć jakiś sens, jakieś znaczenie. Musiało tkwić w tym coś więcej niż
   217   218   219   220   221   222   223   224   225   226   227