Page 157 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 157
1
Po śmierci ojca i brata najważniejszą osobą w życiu Jankewa stała się matka.
Kiedy wchodził do mieszkania na poddaszu, za każdym razem wychodziła mu
naprzeciw. Brała jego zmarznięte ręce w swoje ciepłe, miękkie dłonie i chuchała na
jego palce, żeby je ogrzać. Sadzała go przed talerzem gorącej kaszy i przyglądała
się, jak je. Czuł wtedy, że matka była jedynym stałym elementem na świecie, że
była niezmienna, wieczna. Czuł, że ilu form by ten świat nie przybrał, ilu kształtów
wszystko co ożywione i nieożywione by nie przyjęło, że jak bardzo on sam by się
nie zmienił – ona jedna pozostanie dla niego zawsze ta sama, niezmieniona. I że
więzy, które ich łączą, są jedyne w swoim rodzaju i nierozerwalne.
Równocześnie jednak coraz częściej go irytowała. Pewnego razu na przykład
poślizgnęła się na zabłoconych schodach, gdy dźwigała wiadro wody. Kiedy
Jankew wrócił z chederu do domu, siedziała na ławie obok stołu i przykładała
zimne kompresy na spuchniętą stopę. W Jankewie coś zawrzało na ten widok.
Podbiegł do niej i krzyknął ze złością:
– Dlaczego nie zaczekałaś na nas?! – Nie mógł wybaczyć jej słabości, nie
mógł patrzeć na jej niezdarność, gdy kuśtykała po izbie ze skręconą stopą i po-
dawała synom do stołu. – Sami sobie weźmiemy! – zawołał, próbując odsunąć
ją od kuchennego pieca.
Ona jednak, mimo że kaleka na ciele, była silna duchem. Uśmiechnęła się
i potrząsając energicznie głową, powiedziała:
– Nic mi nie jest, głuptasie. Idź, umyj się przed posiłkiem.
Kiedy zasiedli do stołu, przed nią stał jedynie garnuszek kawy z cykorii. Tym
razem odezwał się Szolem:
– A gdzie twoje jedzenie? 157