Page 154 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 154
i wokół pleców. Nie miała żadnych wątpliwości, że dzięki niemu pozbędzie się
parchu. Kiedy w końcu zasnęła, na jej ustach igrał uśmiech.
Josel szybko zapomniał o parchu Binele. Ona jednak żyła z myślą o swojej
ogolonej głowie dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Zrobiła sobie sama rodzaj
czepka na głowę z kawałka szmaty, którą spięła agrafką ukradzioną u Tojby-
-Krejndli Tukerin. Przeglądając się w szybie, pocieszała się, że ten czepek
sprawia, iż wygląda dorośle. Każdej nocy czekała, aż Masza i Dworcia zasną,
a pozostali domownicy będą już leżeli na posłaniach. Zdejmowała wtedy swój
czepek, wyjmowała spod łóżka maść i wsmarowywała ją sobie w głowę.
Parch zniknął, jednak włosy nie chciały odrosnąć. Mijały tygodnie. Codziennie,
kiedy nikogo nie było w domu, Binele zrywała swój czepek z głowy z nadzieją,
że może tego dnia jej czaszka nie będzie już całkiem gładka i pod palcami poczuje
meszek odrastających włosów.
W końcu doczekała się. Odurzona triumfem ledwo była w stanie zachować
ten sekret dla siebie. Dziesięć razy na dzień biegała schować się w jakimś ką-
ciku, zrywała czepek i dotykała opuszkami palców delikatne, krótkie włoski na
czaszce. Mierzyła je końcami paznokci i pocieszała się, że dorosłe dziewczęta
też chodzą tylko z takim meszkiem na głowie jak ona, ponieważ obcina się im
włosy, kiedy wychodzą za mąż. Obiecała sobie, że nigdy nie pozwoli obciąć sobie
włosów i na swoim weselu będzie miała długie warkocze – może nawet do samej
ziemi.
Parch był wyleczony, włosy odrastały, a dzieci wciąż wołały na Binele: „Ma-
rzepa, parchata głowa!”.
Biegła więc za nimi, zrywała chustkę z głowy i krzyczała: „No, zobaczcie, nie
mam więcej żadnego parchu! Jestem maladiec!”.
Dzieci śmiały się z jej ogolonej głowy i wołały: „Marzepa, parchata głowa!
Wygląda jak łysa krowa!”. Teraz jednak Binele miała po swojej stronie matki
dzieci. Sąsiadki karciły swoje pociechy i wymierzały im klapsy w siedzenie za
dokuczanie jej. Same jednak nadal nazywały ją „marzepą”. Zdawało się, że całe
Bociany zapomniały, jak miała naprawdę na imię. Wyjątkiem był jeden duży
chłopiec – Jankew, syn Hindy Wdowy, który jakby na przekór wszystkim zwracał
się do niej jej własnym imieniem – „Binele”, za każdym razem, kiedy spotykał
ją na Pociejowie.