Page 366 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 366

a może bokserem. Dla mnie to najpiękniejsze obrazy tych książek, gdy po-
           między zbutwiałymi, rozpadającymi się z wilgoci i starości deskami domów,
           toczą się takie rozmowy:
             „Co to jest sztuka i kto to są artyści?” – zapytał Awrum Lajb swojego
           przyjaciela.
             „Według mnie, artysta to jest myśliwy. Są udani i mniej udani myśliwi.
           Ci udani, to jasne, potrafią upolować więcej słów. Idzie sobie na przykład
           pisarz, spaceruje między ludźmi i poluje na słowa. Takie, które zostały wypo-
           wiedziane, i te, których nikt jeszcze nie słyszał. Przecież cały świat pełen jest
           liter, a z tych liter pisarz tworzy słowa, a ze słów zdania, zdania zamieniają się
           w rozdziały, a rozdziały w książkę. To jest bardzo proste”.
             Pewnego razu Awrum Lajb wyznaje: „Pragnąłbym bardzo być artystą,
           łowić słowa, ażeby móc opowiadać i pisać. Może to jest najprostsza droga,
           by się wyzwolić z bólu i zapomnieć o nim”.

             Przez kilka lat wybierałam się do Rosz Piny w Galilei, gdzie Arie Aksztajn
           mieszkał od końca lat 60. XX w. Ale wciąż coś się nie składało. Moje pobyty
           w Izraelu były krótkie. Do tego znajomi zniechęcali mnie do tego spotka-
           nia. Aksztajn miał być nieprzyjemnym dziwakiem, agresywnym wobec
           dziennikarzy i obcych. Usłyszałam wiele innych przestróg: kryminalista,
           przepalony haszyszem narkoman, niebezpieczny. Nie powinnam była tego
           słuchać. Chciałam go poznać i porozmawiać o bałuckim dzieciństwie, po-
           twierdzić niektóre fakty, bo nawet na stronie hebrajskiego wydawnictwa
           i w artykułach są błędy. Gdy w końcu zdecydowałam się go odwiedzić, dotarła
           do mnie wiadomość o jego odejściu.
             Dotarłam do Rosz Piny w listopadzie 2015 roku, kilka miesięcy po śmierci
           pisarza. Poznałam jego przyjaciół i znajomych. Okazało się, że Lolik – tak
           o nim mówili – był nie tylko ekscentrycznym artystą, trudnym i irytującym
           człowiekiem, lecz także niezwykle ciepłą i otwartą osobą. Pomógł wielu
           ludziom, dla niektórych stał się drogowskazem. Dług wdzięczności wobec
           niego ma Harel Abudi, artystka prowadząca swoją galerię sztuki w centrum
           tego uroczego miasteczka, niedaleko pracowni Aksztajna. Harel pokazała
           mi wiele jego prac. Liczne autoportrety, małe, kolorowe ceramiczne figurki,
           obrazki z koniem ciągnącym wóz obładowany warzywami albo słomą (na
           jednym z rysunków koń łudząco przypominał powieściowego Szmelke).
           Z fotografii, które mi pokazała Harel, patrzyły na mnie łagodne, błękitnobure
    364    oczy starszego pana, który bardziej przypominał sędziwego wilka morskiego
   361   362   363   364   365   366   367   368   369   370   371