Page 277 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 277

na tego dostojnego, majestatycznego Żyda za biurkiem. Dwie wielkie łzy stały
             w oczach reb Icielego.
                – Jankewie… Nie chcę, żebyś odchodził… – wymamrotał.
                Jankew szeroko otworzył oczy. Ogarnęło go zażenowanie połączone z zamro-
             czeniem ciemnością otchłani, w której się znalazł. Patrzył nieruchomo na tego
             mężczyznę. Serce mu waliło. Nie wiedział, co z nim będzie. A do tego znowu
             słyszał ten głos w sobie. Własny głos – zduszony, pokaleczony – ale własny. On
             mu dyktował, co ma mówić.
                – Już dawno powziąłem w sobie postanowienie, że nie mogę zostać na tej
             posadzie. Dłużej nie jestem w stanie… Nie mogę tam nawet znieść swojego
             oblicza w lustrze.
                – Ale… ale – reb Iciele wyciągnął obie ręce ponad biurkiem. – Poszukam ci
             innej posady.
                – Wielkie dzięki, ale to nie jest konieczne.
                – Ale… do mnie możesz przecież przychodzić… zagrać w szachy…
                – Dziękuję, ale nie będę miał na to czasu.
                Jankew szybko wyszedł z kantorka reb Icielego.
   272   273   274   275   276   277   278   279   280   281   282