Page 23 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 23
płomiennorude włosy, na samym jej czubku spoczywała złodziejska czapeczka,
nosił rude wąsy, rudawą bródkę i rude pejsy. Miał wielkie szerokie usta o pełnych,
buraczkowoczerwonych wargach i ślady po ospie. W swoich butach i w czarnej
rubaszce wsuniętej do spiętych paskiem spodni wyglądał raczej na kozaka niż
na bałuckiego chasyda. Jego czoło było pomarszczone, a z ciemnozielonych
oczu biły iskry.
Przebiegł z belą towaru wzdłuż rzędów, wykrzykując:
– Czyj jest ten kawałek spartaczonej roboty?
Kobiety jeszcze niżej opuściły głowy nad stołami. Jojne chodził wielkimi kro-
kami od jednego stołu do drugiego, a wolną ręką klepał kobiety po siedzeniach.
– Twoje to? Twoje?
Kobiety drżały, podskakiwały na krzesłach i przecząco kręciły głowami. Jojne
nie pominął również Binele, uderzając ją w dole pleców. Ale oto nastroszył rude
brwi, a jego oczy spojrzały pytająco.
Lecz nim zdołał otworzyć usta, dziewczyna rzekła:
– To moje – wskazując przy tym belę materiału.
– Twoje? – zmrużył oczy i przyłożył otwartą dłoń do czoła, jakby chciał ją
lepiej zobaczyć, chroniąc wzrok przed światłem. Potem przeniósł spojrzenie na
sąsiadki Binele. Blade i przerażone stały z nisko opuszczonymi głowami. – A…
kim ty w ogóle jesteś? – zapytał dziewczynę, chociaż wyczytała z jego twarzy,
że nie musi już o nic pytać.
– Piękny Mojsze mnie tu przysłał – Binele odważnie patrzyła mu w oczy.
– Kto cię tu przysłał? – Jojne przysunął się bliżej dziewczyny i patrzył na nią
zielonymi oczyma.
Nie, nie musiał wiele myśleć. Miał przed sobą dziewczynę o rumianych policz-
kach, świeżej skórze, żywych, błyszczących oczach. Nie była stąd, była zielona
w nowym dla siebie fachu. Ale nie całkiem. Świadczyło o tym jej zachowanie… to
patrzenie mu prosto w oczy… przyznanie się do „klocka” towaru, którego nigdy
wcześniej nie widziała… Chucpa. Było jasne jak słońce, że podejrzana dziew-
czyna odgrywa tutaj teatr. Więc trzeba było grać razem z nią, aż się wszystko
wyjaśni…
Jojne okazał złość, jakby uwierzył Binele na słowo:
– Piękny Mojsze wciska mi tu wszystkich swoich znajomych! Ty cwaniaro,
chodź no tu! – pociągnął Binele za warkocz na środek hali. – Wszystkie jeste-
ście świadkami! – wykrzyknął do kobiet. – Jeśli nie naprawisz tego towaru do
jutra rana, tak, aby nie było śladu po najmniejszej skazie, wylecisz stąd, gdzie
pieprz rośnie!
Na oczach wszystkich ponownie uszczypnął Binele w pośladki i przerzucił
belę towaru na jej ramiona. Biegł przez halę, nieustannie podszczypując
i pouczając przerażone kobiety. Kiedy ponownie przechodził koło Binele,
mrugnął do niej, jakby chciał powiedzieć: „Znamy się na takich sztucz-
kach”. 23