Page 125 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 125
1
Zimą nie mogło być nawet mowy o tym, by Jankew i Abraszka pojechali do Joela
Kowala. Na zewnątrz panował siarczysty mróz i wszędzie leżały wielkie zaspy
śniegu. Długa Cyrele nie wypuszczała swoich synalków z domu. Jedynie gdy reb
Fajwel jechał saniami do Bocianów, zabierał ich ze sobą. Opatulano ich wtedy
taką stertą kilimów i skór, że widać było spod nich jedynie ich oczy.
Abraszka tęsknił za Joelem. Ciągle rozmawiał o nim z Jankewem i opowiadał
o swoich snach, w których on się pojawiał. W końcu nie mógł już dłużej wytrzymać
i zaczął kombinować, jaką tu znaleźć wymówkę, żeby móc wyrwać się z domu
i wyprawić do kowala. Zaczął przymilać się do Cyrele i reb Fajwla, a kiedy już
rozgrzał ich serca tak, że co rusz obejmowali i całowali go, nie mogąc się na-
chwalić, jaki to z niego dobry i grzeczny syn, poprosił, żeby pozwolili mu razem
z Jankewem wypuścić się na przejażdżkę saniami.
– Nie pojedziemy daleko – zapewniał. – I możesz mnie ubrać tak ciepło,
jak tylko chcesz – dodał, zwracając się do Cyrele. – Przysięgam ci, że się nie
przeziębię.
Tak ich tym zamęczał i zanudzał, że reb Fajwel uległ w końcu jego prośbom
i zaczął przekonywać Cyrele. Najpierw bardzo się posprzeczali, lecz później reb
Fajwel oznajmił Abraszce, że będzie mógł wypuścić się na przejażdżkę saniami
razem z Jankewem. Żeby jednak matka się nie zamartwiała, mogą jechać tylko
przy pięknej pogodzie w niedzielę po południu i muszą zawrócić zaraz, jak tylko
słońce zacznie się zniżać, to znaczy zanim na drodze pokażą się pijani goje.
Niedzielne popołudnie było dokładnie tą porą, kiedy Jankew i Abraszka chcieli
pojechać do Joela. Musieli więc tylko poczekać na piękną, słoneczną niedzielę –
tak, jak życzyła sobie tego Cyrele. Gdy tylko nadszedł taki dzień, Jankew zaprzągł 125