Page 223 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 223

po drugiej stronie ulicy stała kiedyś fabryka włókiennicza. Podczas wojny
            – mówił – Niemcy wywieźli z fabryki wszystkie maszyny i zamienili ją
            w magazyn. Po wojnie władze polskie wykorzystywały ją w tym samym
            charakterze.
               Potem powiedział Susie, że kilka lat przed naszym przyjazdem wybuchł
            tam pożar, którego gaszenie zajęło straży pożarnej trzy dni. Ściany fabryki
            zawaliły się podczas pożogi i z budynku została jedynie kupa gruzów. Władze
            zadecydowały wówczas, że na opustoszałej działce powstanie szkoła.
               Znajomy zapytał mnie, czy pamiętam fabrykę. Zamiast odpowiedzieć,
            wybuchnąłem śmiechem. Moja córka spytała niewinnie, co w tym śmiesz-
            nego. „Czy ją pamiętam?” – powtórzyłem. „Nie zapomnę jej do końca życia.
            Ta fabryka należała do mojego ojca! Razem z bratem spędziliśmy tam
            w dzieciństwie wiele radosnych godzin na zabawie i psotach. Swoją drogą
            – dodałem – ten mały budynek na tyłach, za szkołą, to właśnie ten, gdzie
            mieszkaliśmy, kiedy Niemcy wyrzucili nas z mieszkania. Mieszkaliśmy tam
            przez kilka miesięcy, dopóki nie zmuszono nas do przeprowadzki do getta”.
               Potem pokazałem Susie piękny pałac rodziny Poznańskich, mieszczący
            się tuż obok naszej starej kamienicy.
               Tego samego dnia zabrałem Susie na teren dawnego getta i pokazałem
            jej, gdzie pracowałem w polu i gdzie mieszkałem. Była bardzo cicha i przy-
            gaszona, podobnie jak wtedy, gdy zabrałem ją do Auschwitz, po drodze do
            Krakowa i w Tatry.
               W głębokim zamyśleniu usiłowała po raz pierwszy w życiu poczuć więź
            z historią swojej rodziny, zsynchronizować wyobraźnię z rzeczywistością.
            Dotykając historii, zastanawiała się, w jaki sposób Hana i ja mogliśmy
            przetrwać to wszystko. W Auschwitz powiedziała, że żadna książka ani
            żadna opowieść nie przygotowały jej na surową rzeczywistość, w której
            kominy stały rzędem jeden przy drugim. Wydawało jej się to niemożliwe,
            aby ludzie potrafili robić takie rzeczy innym ludziom. Wracała również
            myślami do historii naszego pieska, Lali. Powiedziała, że wędrując po
            miejscach związanych z moją przeszłością, odczuwała huśtawkę emocji,
            od euforii do depresji.
               Po powrocie do Stanów Susie opisała milszą część wycieczki do Polski
            w sposób tak ciekawy, zaś tę „drugą” w sposób tak poruszający, że Jeffrey
            poprosił mnie, abym zabrał go tam w następne wakacje.
               Kiedy przyjechaliśmy do Warszawy, mój przyjaciel Marian znowu nale-
            gał, że weźmie tydzień wolnego i będzie przewodnikiem Jeffreya, tak jak


                                                                         223
   218   219   220   221   222   223   224   225   226   227   228