Page 222 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 222
Kiedy dzieci były małe, moje wyjazdy były krótkie. Kiedy jednak podró-
żowałem na Daleki Wschód, co zdarzało się rzadko, wiązało się to z długimi
pobytami poza domem.
Podczas jednej z dłuższych podróży na Wschód bardzo tęskniłem za
dziećmi i czułem szczególną potrzebę kontaktu. Postanowiłem podzielić się
z nimi moimi doświadczeniami z Japonii, tworząc własnoręcznie książkę
z obrazkami. Kupiłem zestaw pocztówek i stworzyłem kolaż, dodając do
niego historyjkę o życiu w dalekim kraju. Na jednej stronie naklejałem pocz-
tówkę, a na sąsiedniej opisywałem ją, puściwszy nieco wodze wyobraźni,
za pomocą prostych rymowanek, odpowiednich dla wieku moich dzieci.
Powstała z tego książeczka przypominająca bajkę, inspirowana miejscami,
które naprawdę widziałem i zwiedziłem. Wysyłając ją do domu, miałem
nadzieję, że dzieciaki będą miały taką samą frajdę z czytania, jak ja sam
z jej tworzenia.
Kiedy wróciłem do domu, książeczka o Japonii była już hitem w całym
sąsiedztwie. Tak bardzo spodobała się dzieciom, że zabrały ją do szkoły
i pokazały nauczycielom. Ci z kolei powiedzieli im, że powinienem wydać
ją drukiem, aby i inne dzieci mogły z niej skorzystać, lecz nigdy tego nie
zrobiłem.
Kiedy dzieci chodziły do szkoły, dużo podróżowaliśmy całą rodziną: spę-
dzaliśmy wakacje na Wyspach Karaibskich, w Europie i w Izraelu. Jednym
z najbardziej pamiętnych wyjazdów była wyprawa do Polski, podczas której
pokazaliśmy dzieciom, gdzie ja i Hana urodziliśmy się i spędziliśmy dzieciń-
stwo. Susan pojechała z nami, lecz Jeffrey postanowił zostać w Stanach.
Dzięki Marianowi Turskiemu, jednemu z moich dawnych szkolnych
kolegów, który nadal mieszka w Polsce i pracuje jako redaktor działu
historycznego w najbardziej prestiżowym polskim tygodniku „Polityka”,
była to bardzo znacząca podróż. Marian uparł się, że weźmie tydzień urlopu
i pokaże nam swoją Polskę wzdłuż i wszerz, a nikt nie potrafił zrobić tego
lepiej niż on.
Miałem zamiar pokazać Susie, wówczas licealistce, kamienicę, w której
kiedyś mieszkaliśmy, fabrykę i getto, gdzie spędziliśmy cztery lata. Dołączyli
do nas moi trzej polscy znajomi z Łodzi. Jeden z nich był reporterem.
Umówiliśmy się na spotkanie na rogu ulic Śródmiejskiej (Więckowskiego)
i Gdańskiej, gdzie znajdował się nasz dom. Susie jechała jednym autem
z moimi znajomymi, ja drugim. Kiedy dojechałem na miejsce, z rozba-
wieniem dostrzegłem jednego z nich, tłumaczącego jej z przejęciem, że
222