Page 246 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 246

ciekawości, by wdychać, albo raczej wczuć się w tę, jakże egzotyczną dla
           dobrze wychowanego chłopca z przyzwoitego domu, atmosferę zepsucia,
           symbolizowanego przez maszerujące tam i z powrotem – wzdłuż cuchną-
           cych rynsztoków Wolborskiej czy Zawiszy – prostytutki. Zaciągał mnie tam
           przypadkowy przyjaciel kilkunastu miesięcy mego życia, niejaki Poneta, syn
           dozorcy ze Zgierskiej, którego starszy brat kilkoma takimi panienkami opie-
           kował się, by umożliwić młodszemu od siebie o trzy lata Józkowi uczęszczanie
           do prywatnej szkoły pana Wiśniewskiego.
             Była to dzielnica tak wielkiej nędzy, że trudno to nam sobie dzisiaj wy-
           obrazić. Może co najwyżej jakiś realistyczny film osnuty na tle powieści
           Dickensa czy Eugeniusza Sue pomógłby dzisiaj przywołać w wyobraźni
           Bałuty tamtych lat. Dzielnicę żydowskiej nędzy i zbrodni, dzielnicę pol-
           skiej nędzy i zbrodni. Oddzielonych od siebie barierami obcości, niechęci,
           ciemnoty...
             Tu królowali tacy ludzie jak Ślepy Maks (odnajdujemy go na kartkach
           opowieści Aksztajna), Szaja Magnat, Mojsie Pojt i drepcące już im po piętach
           następne pokolenie. Tu też królowali bohaterowie książki Ariego Aksztajna.
             Późno, bardzo późno, bo dopiero w 1915 roku zostały Bałuty oficjalnie
           przyłączone do Łodzi. Do tego czasu wszelkie brudy, które Łódź, jak każde
           wielkie miasto, wydalała – a więc schorowane i wycofane z obiegu prostytutki,
           poszukiwani przez policję złodzieje wszelkiej maści, mali i średni defraudanci,
           nieudacznicy, dezerterzy, pół- i ćwierćsutenerzy, żebracy bez szans w Śródmie-
           ściu, ledwo człapiące przekupki – wszystko to kończyło swój niepotrzebny
           żywot na Bałutach.
             Przymiotnik „bałucki” – określał wszystko, co złe, nędzne czy niebez-
           pieczne dla porządku. Pisałem w moich wspomnieniach, że tutaj wszyst-
           ko można było kupić. Od fałszywych brylantów po autentyczne matury
           czy dyplomy. Od pistoletu czy noża po dziewczynę, co to jeszcze nigdy...
           Od kradzionej w fabrykach wełnianej czy bawełnianej przędzy po ludzkie
           sumienia...
             Kiedyś, było to w Izraelu podczas spotkania z czytelnikami mojej
           książki wspomnieniowej o czasach wojny, jeden z obecnych, jak ja dziec-
           ko  Łodzi,  zarzucił  mi,  że  te  Bałuty  właśnie  opisuję  w  zbyt  czarnych
           barwach. Mam nadzieję, że ten mój krytyk jeszcze żyje i że zdążył prze-
           czytać Ciotkę Ester Aksztajna. Bo jego powieść to jakby wielostronico-
           wa egzegeza tych kilku zdań z mojej książki, które poświęcam dawnym
    246    Bałutom.
   241   242   243   244   245   246   247   248   249   250   251