Page 485 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 485

posmak, co wygrana partia szachów, gdyby nie to, że on – Adam, w tej chwili był
                   również jedną z figur na szachownicy – figurą, która usiłowała pozostać sama
                   na polu gry, triumfować matem i zostać egzekutorem. Nastał jednak najwyższy
                   czas, aby przemienić się w pionka, tylko pionki miały jakieś szanse.
                      Dzisiaj pan Adam widział już jasno, jak histerycznym aktem było zwracanie
                   się do Rumkowskiego z prośbą o dobrą posadę. To był obłędny pomysł, podję-
                   ty po nocy, w czasie której Adam słyszał kroki pod oknem. I dziś nie mógł się
                   nadziwić, co głupi strach może zrobić z mądrym człowiekiem. Po cóż mu ważne
                   stanowisko, jeśli uratować go mogło jedynie zniknięcie w tłumie, takie, aby nie
                   można go było odnaleźć?
                      Był gotowy zmienić imię i wygląd. Każdej nocy przymierzał kobiece sukienki
                   i peruki, które sobie sprawił, i za każdym razem, kiedy tak wystrojony stawał przed
                   lustrem, wydawało mu się, że lustro pęknie ze śmiechu i obrzydzenia. On również
                   miał wątpliwości, czy to jest dobre rozwiązanie, ponieważ w getcie nie było już
                   tak grubych kobiet. Musi zrzucić wagę i to znacznie. A jedzenie było tą jedyną
                   pociechą, żołądek zaś mógł się stać kanałem dla choroby i nowego zagrożenia.
                      W czasie jednego z tych dni przyszła do Adama panna Sabinka, jak ptaszy-
                   na, która sama wpada do klatki. Dopiero co, całkiem niedawno, Adam urządził
                   nawet pewne poszukiwania jej i zabawił się w detektywa. A dziś stała u drzwi
                   jego domku i czekała na niego.
                      Sabinka była nie do poznania. Jej długie blond warkocze zostały obcięte, a ona
                   sama była chuda jak patyk i rażąco brzydka. Problemy zaczęła mieć zimą. Któryś
                   z jej dawnych mecenasów chciał widocznie oczyścić sobie sumienie i Sabinka
                   dostała „zaproszenie na wesele”, miała się stawić do transportu, który odchodził
                   w pierwszym tygodniu lutego. Była samotna i miała się zgłosić do transportu
                   samotnych. Ukrywała się. Ani jednej nocy nie spała w tym samym miejscu. Jej
                   kartki żywnościowe zostały zablokowane i kiedy akcja się zakończyła, nie wró-
                   ciła do pracy. Była chora ze strachu i nie chciała już znaleźć się na żadnej liście.
                   W końcu wkradła się do mieszkania należącego do wywiezionych i znalazła
                   tam kartki żywnościowe, na które pobrała przydział. Raz udało jej się dobić do
                   prezesa Rumkowskiego, aby prosić go o pomoc. Prezes jednak dobrze pamiętał,
                   że widział ją kiedyś z kripowcem Rozenbergiem i odesłał ją do niego. Próbowała
                   od czasu do czasu spotkać się z którymś z dawnych wielbicieli, ale nikt jej już
                   nie chciał. Ci bardziej miłosierni wciskali jej do ręki parę „rumków” albo kazali
                   przyjść do nich do resortu z garnuszkiem i oddawali jej swoją dokładkę zupy.
                      Kiedy pobiegła do swojego „wychowawcy”, Herr Schattena, ten splunął z po-
                   gardą, kiedy zobaczył, co stało się z jego „dziełem”. Był zajęty wychowywaniem
                   nowego pokolenia panienek, które przez cztery lata dojrzały. Właśnie była akcja
                   wywózki pięciuset kobiet i Herr Schatten powiedział do niej: – Sabino, w getcie
                   zostanie z ciebie ruina…
                      W końcu posłuchała „rady” Prezesa i przyszła do pana Adama, którego
                   okropnie się bała.                                                   483
   480   481   482   483   484   485   486   487   488   489   490