Page 484 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 484

Przy Rumkowskim się nie najesz,
                   Przy Suterze nie zmądrzejesz
                   A wojnę tak czy siak przegrasz.

                   Nie, tym razem Adam nie był osamotniony w tym koszmarze. Ziemia paliła
                 się pod tymi tragicznymi postaciami z Kripo. Za dużo wiedzieli, byli za blisko
                 Herr Sutera i jego ludzi.
                   Poza tym Herr Suter już ich nie potrzebował. Majątek łódzkich Żydów od
                 dawna był w rękach Niemców co do ostatniej sztuki biżuterii. A przecież każdego
                 mieszkańca getta można było „zaprosić” do „czerwonego domku” bez pośred-
                 nictwa donosicieli z powodu najdrobniejszej błahostki.
                   Teraz, kiedy panu Adamowi przyszło stanąć przed Herr Suterem albo Herr
                 Schmidtem, czuł jak sztywnieją mu plecy w oczekiwaniu, że lada chwila para
                 zielonych mundurów zajdzie go od tyłu, złapie za ramiona i wyprowadzi. Za każdym
                 razem, kiedy stał przed Suterem, Adam próbował z jego żabich oczu wyczytać
                 swoje przeznaczenie, odgadnąć je z brzmienia jego głosu.
                   Pan Adam pracował z desperacką gorliwością. Rzeczywiście szary gettowy
                 tłum nie posiadał żadnych ukrytych skarbów, wciąż jednak były szychy, u których
                 zachowała się ostatnia resztka majątku. Zabezpieczyli ją na czasy po wojnie,
                 kiedy ani „rumki”, ani niemieckie marki nie będą miały wartości. Zamienili zatem
                 „szmaty”, jak zwykło się nazywać pieniądze, na zegarki, diamenty, kawałki złota,
                 które ukryli, trzymając na czarną godzinę.
                   Teraz trudno było zadenuncjować taką szychę, która jako alibi miała swoją
                 użyteczność dla getta. Użyteczność dla getta oznaczała użyteczność dla admini-
                 stracji getta, a tym samym dla bogactwa Niemców. W tych dniach, kiedy ojczyzna
                 była w niebezpieczeństwie, Kripo i administracja getta wzniosły się na poziom
                 harmonijnej współpracy – dla dobra spraw głęboko patriotycznych.
                   Ciężko było zawlec taką użyteczną szychę na Kripo i pan Adam wyspecjalizował
                 się w szpiegowaniu, która z szych należy do tej warstwy użytecznej, ale trzyma
                 się na górze jedynie dzięki inercji. Adam z wrodzoną bystrością wykorzystywał
                 podział sił w getcie i zaznajomił się z całą plątaniną intryg: kto z kim, przeciw
                 komu. Nie przyszło to łatwo, ponieważ bez względu na wewnętrzne tarcia stano-
                 wili oni zamkniętą kastę i z ludźmi z Kripo nie wdawali się w żadne poufałości.
                 Sami siebie uważali za elitę. Koniec końców nie wydawali swych własnych braci
                 na tortury w „czerwonym domku”. Oni jedynie obżerali się i chlali na rachunek
                 biednych braci, wpychając ich w ramiona gruźlicy i śmierci. Oni tylko należeli do
                 komisji, które sporządzały listy ludzi do wywózki. Pan Adam śmiał się w kułak
                 z tej „zasadniczej różnicy” między nim a nimi. Nie był tak wielkim hipokrytą jak
                 te szychy. Nikt tak jak on nie żywił głębokiego przekonania, że człowiek jest naj-
                 niższą formą życia na ziemi. To oni przekonali Adama, że najlepszą rzeczą byłoby
                 podłożyć bomby i wytruć gazem cały rodzaj ludzki, a z psa uczynić władcę świata
          482    natury. Przyjemność ze sprzątnięcia takiej szychy z drogi mogła mieć ten sam
   479   480   481   482   483   484   485   486   487   488   489