Page 479 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 479
spojrzenie, ale ukryty w niej wąż i tak ujawniał się w jej oczach.
Jednocześnie jednak nie mógł o tym wszystkim myśleć bez specyficznego
rozczulenia. Jej wady nie powodowały, że stawała się dla niego mniej bliska.
Ostrze noża, które postawił między sobą a nią, nie pomogło też jego pracy,
ponieważ najlepiej pisało mu się, kiedy był zakochany, kiedy Rachela spokojnie
czuwała nad nim – w nim. Była Szechiną, była gołębicą. To właśnie pożądanie
jej powodowało, że mógł opiewać z pasją życie, jego troski i porażki, pragnienie
zemsty, ale też dumę, sponiewieranie i pozostanie wolnym. Rachela w takich
momentach była wkomponowana w jego najlepsze wersy. Nie na darmo tej
wiosny uwypukliła jej nagość ta sukienka w kwiatki, która przybyła w wagonach
z zakrwawioną odzieżą. Wystroiła się tak ze względu na jego wiersz. Była zarów-
no Miriam, jak i Blimele. Miała w sobie to sprofanowane piękno zaszczepione
w rynsztokach getta. Do niej celował strażnik przez druty. Z niej szydził żandarm
w czasie szpery. Prowadzili ją na wszystkie akcje i wywózki. Wisiała na wszyst-
kich szubienicach. Bunim rozpaczał i lamentował nad nią. Z męską, ojcowską
czułością spowijał ją w otulinę swoich przejrzystych strof, przytulał, jak przytula
się sprofanowany zwój Tory.
W końcu zaakceptował obie rzeczy: zarówno to ostrze między jego pracą
i Rachelą, jak i związek z Rachelą poza tą mechicą . Na co dzień w czasie ich
14
spotkań uległość pojawiała się na zmianę z wyniosłością, zakochanie z rozgory-
czeniem. Tak, Bunim był dumny, że udało mu się pokonać Rachelę i znaleźć siłę
do tworzenia, ale był też uległy i potulny, ponieważ wiedział, że nie miałby żadnej
dumy i żadnej siły, gdyby ona nie podarowała mu tej odrobiny uczuć, jaką mu
ofiarowała. Zaczął być niespokojny, ale z innego powodu: nie miał pojęcia, jak ją
przyjmie, kiedy przyjdzie zobaczyć się z nim. Czy będzie pokorny i szczęśliwy, czy
dumny i zatroskany? Zdarzało się, że parę razy na dzień czekał na nią, i bywało,
że wychodził z domu, kiedy był pewien, że przyjdzie. Nieraz wyganiał ją z miesz-
kania, kiedy przychodziła zobaczyć się z nim, wołał za nią: – Żmija! – i zarzekał
się, że więcej tu nie wróci. Ale za każdym razem czekał na nią następnego dnia
z garnuszkiem cymesu, z kawałkiem babki kawowej, z cukierkiem toffi… albo
z wierszem – i nazywał ją: Ahawe.
14 Mechica (hebr. oddzielenie) – ściana lub zasłona oddzielająca w synagodze mężczyzn i kobiety.