Page 478 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 478
ramiona Dawida oplatają się wokół jej talii, a jej ręce zaciskają się wokół jego
szyi.
Bunim przegonił Sprzedawcę Toffi i wpadł do swojej chaty. Nie chciał pod-
chodzić do okna, ale już tam stał i patrzył na parę obejmującą się obok drzewa.
Usta tych dwojga młodych ludzi były blisko siebie. Obydwoje mówili szybko.
Śmiali się. Bunim nie czuł złości ani zazdrości, żadnej goryczy, żadnego bólu.
Miał tylko jedno pragnienie: aby te białe, wężowe ręce puściły tamtą szyję, a ta
seledynowa sukienka w kwiaty oderwała się z tamtego miejsca i zbliżyła tutaj…
do niego, do jego ramion. Poczuł w sobie takie opanowanie, taką pewność,
że spotkanie tych dwojga pod drzewem było jednym z ich rozstań. W tamtych
ramionach Rachela wyglądała jeszcze bardziej wężowato, kusicielsko i jeszcze
bardziej była jego – Bunima.
Wkrótce rzeczywiście zobaczył, jak żegna Dawida i naprawdę zbliża się ta-
necznym, lekkim, rozkołysanym krokiem. Spragnione, wyczerpane serce Bunima
pulsuje, wyrywając się jej naprzeciw. Wypełniła okno rozkwitłymi, seledynowymi
piersiami: – Nie mogę wejść – zaśmiała się. – Muszę biec do pracy. – Kiedy
zobaczyła jego twarz, jej rozbawienie ustało i dodała przepraszająco: – Widzę
po wyrazie twojej twarzy, że masz natchnienie. Przyjdę jutro i rozdział będzie
gotowy, jestem pewna.
– Żmija! – krzyknął za nią.
*
Bunimowi zaczęło się wydawać, że jego życie przecięte zostało niczym no-
żem, którego ostrze stanęło między jego pracą a Rachelą. Bunim nie przeczytał
jej więcej żadnego rozdziału z poematu i unikał rozmów na temat swojej pracy.
Powziął postanowienie, aby w ogóle uwolnić się od Racheli. Pociąg ku niej był
jednak impulsem, którego nie można było okiełznać. To był dziki strumień, który
pozwalał góry przenosić. Gdyby ten strumień zamiast zalewać wnętrze Bunima,
mógł pomóc użyźnić pole jego pracy twórczej, o ile lżej byłoby wtedy przejść
najcięższe trudy. Nie mógł przebaczyć Racheli tego, że ona nie rozumie… nie
pozwala. Ale Bunim, cierpiętnik, i tak był herosem. Wszystko, co miał do zro-
bienia, wykonał – pomimo niej i pomimo tego strumienia, który popychał go, by
góry przenosić.
Czas trawił na dziecinadzie. W myślach wyliczał sobie wady Racheli. Wcale
nie była taka piękna, w jego mniemaniu, zarówno z wyglądu, jak i pod względem
umysłowości. Sprawiała jedynie wrażenie, że posiada bogatą duchowość. W rze-
czywistości była znacznie bardziej płytka, przeciętna, poza tym rozpieszczona
i wcale nie taka mądra, jak mu się początkowo zdawało. A przede wszystkim była
476 zła. Odkrył w niej zło schowane za zasłoną łagodności, którą spowijała swoje