Page 477 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 477
uwypuklone. Jednym gestem zasłoniła je obie. – Tak źle jest? – zapytała.
Zdjął jej rękę z piersi: – Nie, pięknie ci w tej sukience.
Spoważniała: – Mam ją już bardzo długo, z resortu szmaciarskiego… Mam
też parę bluzek stamtąd… Tylko plam nie można sprać… Ale ta sukienka jest
jak nowa. Nie mam się w co ubrać… I już się nie przejmuję… W takie dni chce
się coś zmienić.
Spojrzeli na niebo. Również ten dzień promieniał jasnością. Ręka Racheli
oplotła się wokół ramienia Bunima. Szła obok niego, szczupła, wiotka i jakby
naga. Zapytał: – Dlaczego nie przyszłaś wczoraj?
Roześmiała się. Dźwięk tego śmiechu musiał go oczarować. – Ależ tak, przy-
szłam – zbliżyła twarz do jego twarzy. – Weszłam przez okno, zobaczyłam jak
pracujesz i poszłam. Masz nowy rozdział, co, Symcho?
– Nie, jeszcze niegotowy… I nie nazywaj mnie więcej Symchą . – Ich spoj-
13
rzenia spotkały się, jej – zdumione, jego – pełne nieoczekiwanego smutku. Jej
nagie ręce, rozkołysana figura, bose stopy w sandałach, długa, biała szyja i usta
pełne trucizny – dopiero teraz pozwoliły mu tak mocno poczuć, że to ona była
tym mitycznym wężem.
– Wiesz, że mamy jeszcze dużo czasu? – odezwała się przepraszająco. –
Chodź, rzućmy okiem na twoją działkę. – Pozwoliła wyślizgnąć się swojemu ra-
mieniu z jego uścisku i wzięła go za rękę. Poczuł jej zimne palce. Nawet nagość
jej palców paliła.
– Lepiej wejdź do mnie na chwilę – zasugerował.
– Siedzieć w mieszkaniu w taki poranek?
Uległ. Na moście pobiegła do przodu. Patrzył na jej nogi, na pięty, które ró-
żowiały spomiędzy materiału szmacianych sandałów. Zmęczone serce kołatało
w nim, napuchnięte nogi ledwo się unosiły.
Przed bramą na Lutomierskiej stał wianuszek sąsiadów, którzy zatrzymali
się na drodze do resortów. Sprzedawca Toffi ze swoją skrzyneczką był pośród
nich. Widząc Bunima, zaczął pochlipywać: – Krawiec… biedactwo odszedł…
położył się spać i już nie wstał. Twój nowy płaszcz żyje, co? A on jest martwy.
– Kroczył podwórzem obok Bunima i Racheli: – Słyszysz te krzyki? – zapytał. –
To w mieszkaniu krawca. Dwóch sąsiadów kłóci się o spadek: znaleźli ćwiartkę
chleba pod jego poduszką.
Sprzedawca Toffi kontynuował swoją przemowę. Bunim z boku obserwował
Rachelę. Widział, jak błądzi wzrokiem po oknach budynku. Wiedział, które-
go okna szuka. Potem zobaczył, jak jej wzrok zatrzymuje się na wiśni. Stał
tam Dawid. Bunim zauważył błysk w jej oku. Szybko poderwała się miejsca
i z lekkością ptaka poszybowała tam – a z nią białe ręce, białe nogi. Widział, jak
13 Hebrajskie słowo simcha znaczy radość, rozkosz i jest związane z podstawowym nakazem rado-
wania się w życiu religijnym. 475