Page 378 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 378

palcami. Jego szkliste, wybałuszone oczy kłuły ją, jakby w wygasłej zieloności
                 jej spojrzenia szukały iskry życia. – Dlaczego nie zachodzisz na górę? – Szepnął
                 nerwowo. – Nie gniewam się na ciebie za tamtą ucieczkę… W czasie szpery.
                 Zapewniam cię. Jesteś taka blada…
                   Jej wzrok pojaśniał: – Dasz mi kromkę chleba?
                   – Ha, ha! – Zahuczał z entuzjazmem. – Chleba i kiełbasy! Chleba i kiełbasy
                 ci dam! Nic już nie pamiętasz?
                   – Jak często? – zapytała.
                   – Co znaczy, jak często? Gdy tylko przyjdziesz. Podzielę się z tobą… Zostaniesz
                 na kółku literackim, jeśli zechcesz. Porządne koło z niego powstało. Spotykamy
                 się w każdy wieczór po szabacie. Pojawiły się nowe talenty… Wielkie rzeczy się
                 czyta… Mogłabyś dla nas zaśpiewać.
                   Zostawiła go w środku rozmowy i poszła dalej.
                   Był pierwszy września. Czwarta rocznica wybuchu wojny. Siedziała w resorcie
                 nachylona nad pracą i powtarzała w myślach: Cztery lata… Cztery lata. Nie po-
                 trafiła pojąć, jak cztery lata mogły się ciągnąć tak straszliwie długo. Próbowała
                 sobie przypomnieć, opowiedzieć, co się z nią przez ten czas wydarzyło. Ale
                 w żaden sposób nie umiała. W drodze do domu słyszała, jak ludzie tu i ówdzie
                 przypominali dzisiejszą datę. Ponownie wytężyła pamięć i spróbowała wskrzesić
                 minione wydarzenia. Na Bałuckim Rynku wiatr jak miotłą zamiatał piasek i łopotał
                 w fałdach hitlerowskiej flagi na barakach. Tam, pod drutami, w oknach zarządu
                 getta światło było włączone. Przed bramą stał niemiecki żołnierz z karabinem.
                 Przypomniała sobie, że kilka razy stawała przed tą bramą, chciała dostać się
                 do Rumkowskiego. Raz nawet jej się udało, przypomniała sobie. Nie pamiętała
                 jednak okoliczności.
                   Nieco dalej dostrzegła kolejkę przed kooperatywą. Podeszła i zapytała, co rozdają.
                   – Lep na muchy, dwa na głowę – poinformował ją ktoś. – Całe lato, gdy much
                 było pełno, nie rozdawano. Teraz, gdy idzie zima, zaopatrzą cię w lep.
                   Gdy dotarła na swoją ulicę, przyczepiła się do niej sąsiadka, która też wracała
                 z resortu. Sąsiadka uważała za swój obowiązek podzielić się z Esterą wszystki-
                 mi wiadomościami, jakie zasłyszała w ciągu dnia: – A że dzisiaj znów zabrano
                 ze szpitala pięćdziesięciu gruźlików, słyszała? – Mówiła, akompaniując sobie
                 łyżką stukającą o pustą menażkę. – A co się stało z wysiedleńcami ze szpery,
                 wie? Słyszała o takim miejscu Chełmno ? Ja, pierwsze słyszę. I obym już więcej
                                                 1
                 nie usłyszała. Mówi się, że wszystkich łódzkich Żydów, którzy tam przyjechali,
                 załatwiono… Rozumie mnie. I mówi się też, że pod Krakowem jest inne podobne
                 miejsce… Nie do pomyślenia. Jak tu stoję, naplułabym w twarz takiemu, kto



                 1   Chełmno, wieś w Wielkopolsce nad Nerem, gdzie w czasie II wojny światowej Niemcy stworzyli ośro-
                   dek zagłady Kulmhof istniejący od października 1941 r. do kwietnia 1943 r. i potem krótko w 1944 r.
          376      Miejsce masowej zagłady mieszkańców Kraju Warty, w tym Żydów i Romów z łódzkiego getta.
   373   374   375   376   377   378   379   380   381   382   383