Page 321 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 321

*


                      Dzień minął dobrze. Wypasiony jak świnia Adam Rozenberg znowu przyszedł
                   zagrać w szachy. Mam nie lada problem moralny: Czy można grać z taką osobą?
                   Powiedziałem mu dziś, że jeśli wygram, nie oczekuję zapłaty „rumkami”, skoro
                   i tak nie można za nie nic dostać, ale chcę cukier, chleb albo marmoladę. Ku
                   memu zdumieniu zgodził się z wielką chęcią. Wygrałem i jest mi winien pięć deko
                   cukru i dziesięć deko chleba. Wychodząc, zapytał mnie, czy znam Cukermana i czy
                   wiem, co u niego słychać. Powiedziałem mu, że Cukerman ma „galopkę”, a gdy
                   to usłyszał, roześmiał się jak demon i z wielkiej radości zaczął obiema dłońmi
                   gładzić resztkę włosów, jakie zostały mu za uszami. Zdawało mi się prawie, że
                   więcej nie chcę go widzieć na oczy, że w żadne szachy z nim nie zagram. Ugryzłem
                   się w język i przełknąłem złość. Gdy wyszedł, mój Abramek zażartował: – Nie ma
                   niczego brzydszego, niż łysy, który udaje, że wciąż posiada włosy. Z łysiny wynika
                   jedna dobra rzecz. Nie trzeba używać grzebienia, człowiek ciągle jest uczesany.
                      Rachelę przepełniała radość. Powstał nielegalny wydział oświaty. Będą uczyć
                   dzieci uratowane z akcji i pracujące w resortach. Klasy urządzą w zakamarkach
                   zakładów pracy. Rachelę przydzielono do resortu metalowego numer 2 . Jako
                                                                               10
                   nauczycielkę.
                      Ja swoją karierę nauczycielską zakończyłem. Od miesiąca nie miałem też
                   w ręku książki. Nie myślę o studiowaniu. Jedyne, co mnie interesuje, to kiedy
                   nastąpi koniec wojny. Moim jedynym celem jest wytrwać i wyrwać Niemcowi
                   każdy kolejny dzień.
                      W resorcie mój umysł jest zupełnie otępiały. Przed południem zliczam godziny
                   do zupy. Po południu – godziny do fajrantu. W domu większość czasu zajmuje
                   sprzątanie, gotowanie, wydobywanie racji. Mama jest przy tym marną pomocą.
                   Wraca z obieralni i włazi od razu do łóżka. Abramek stara się, organizuje, ale nie
                   myśli o domu. Biega. Został aktywistą, podporą ruchu młodzieżowego. Chociaż
                   ma smarki pod nosem i wyciera je rękawem. Ale wyszedł na ludzi. Nosi fryzurę
                   na jeża, obejmuje dziewczęta ze swojej grupy. Wczoraj zapytał mnie w tajemnicy,
                   czy też należę do „piątki”. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, niczego nie chciał mi
                   tłumaczyć. Ale nie jestem głupi. Widocznie organizacja stworzyła coś w rodzaju
                   organizacji bojowej. Czemu nie wciągnięto mnie do „piątki”? Jakie trzeba mieć kom-
                   petencje, które w oczach partyjnych bonzów posiada mój mały Abramek, a ja nie?
                   Boli mnie to. Chociaż z drugiej strony, jestem szczęśliwy. I tak nie wierzę w głupie
                   zabawy w bojowców. Inspirują się przykładem Warszawy – a nic z tego nie wynika.



                   10   Wydział Metalowy II powstał przy ul. Smugowej 12 początkowo jako filia Resortu Metalowego
                      przy ul. Zgierskiej 56, potem jako samodzielna placówka. Wykonywał wszelkie prace metalowe
                      na wewnętrzne potrzeby getta.
   316   317   318   319   320   321   322   323   324   325   326