Page 319 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 319

to naprawdę tchórzostwo, jest natomiast pewna, że postawa Żydów z Warszawy
                   to przejaw bohaterstwa.
                      Odpowiedziałem, że nie wierzę w bohaterstwo. Każdy człowiek ma chwile,
                   gdy jest bohaterem, i chwile, gdy jest tchórzem. Na przykład w czasie szpery.
                   Czasem robiłem w portki, a czasem byłem całkiem odważny. Tak to jest.
                      Czym jest odwaga? Męstwo? Dużo o tym myślę. Dzieci często są odważne,
                   igrają z ogniem. Czynią tak z lekkomyślności i braku zrozumienia niebezpie-
                   czeństwa. Zdarzają się dorośli, którzy zachowują się podobnie, i ich nazywa się
                   mężnymi. Prawdziwa odwaga oznacza świadomość niebezpieczeństwa, a jednak
                   podjęcie działania. Myślę o ludziach, którzy dokonują bohaterskich czynów.
                   Czy boją się śmierci? Jeśli tak, jakim cudem robią to, co robią? Strach odbiera
                   przecież władzę nad ciałem, czyni bezradnym. Być może zatracają się w swoim
                   czynie, w postępowaniu, do tego stopnia, że zapominają o niebezpieczeństwie
                   i śmierci. Człowiek czuje się rozgorączkowany, musi skoncentrować na czynie
                   całą uwagę, więc bohaterowie nie są w stanie myśleć o niczym innym. I w ten
                   sposób przezwyciężają strach. Szczególnie dzieje się tak, gdy ma się cel, którego
                   osiągnięcie wydaje się ważniejsze niż własne życie.
                      Chciałbym być w skórze Żydów z Warszawy. Zrozumieć, jaki jest ich cel. To-
                   warzystwo twierdzi, że nie chodzi o ratowanie pozostałej garstki ludzi (jest ich
                   już nie więcej jak czterdzieści tysięcy), co wydaje się niemożliwe. Chodzi raczej
                   o uratowanie honoru, honoru nas wszystkich, mordowanych rodziców, przyja-
                   ciół, sąsiadów. Bojownicy pragną zetrzeć hańbę i udowodnić, że krew żydowska
                   nie jest tania. Czyż jednak nie jest tania tak czy owak? A gdy słyszę ów refren
                   o hańbie, zgrzytam zębami. Mowa o naszej hańbie, nie niemieckiej. Ja zaś widzę
                   w powstaniu zarówno akt odwagi, jak i desperacji. Żydzi w Warszawie dostali
                   możliwość otwartej walki z Niemcem i ją podjęli. Skazani tak czy siak, nie walczą
                   o życie czy honorową śmierć – walczą za ideał wolności.
                      Na Marysinie miało miejsce ostatnie spotkanie naszego koła młodzieżowego.
                   Na trawie. Zachodzące słońce grzało miło. Powietrze był przyjemne. Szymon zdał
                   raport. Dyskutowano o Warszawie. Czuło się słońce i wiosnę, ale tematem była
                   tylko Warszawa. Zabrałem głos zaraz po jednym z towarzyszy, który rozgadał się
                   o tym, że my, łodzianie, jesteśmy tchórzami. Zagotowało się we mnie. Zapytałem
                   ich, czy zostaliśmy ulepieni z innej gliny niż warszawiacy? Wytłumaczyłem, że
                   męstwa, jakie wykazujemy codziennie bez broni w ręku, nie da się tak po pro-
                   stu zignorować. Że odwaga przejawia się też w naszym życiu i tak, w rzadkich
                   momentach także w moim.


                                                    *


                                                                                        317
   314   315   316   317   318   319   320   321   322   323   324