Page 315 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 315

Myślę, że trzeba odłożyć dyskusje na później. Przeżyjmy najpierw wojnę. Nie
                   rozumiem partii, nawet własnej. Kłócą się o przebrzmiałe pojęcia. Może wszystko
                   się zmieni, gdy stąd wyjdziemy? Przechodzimy przecież kataklizm, który unice-
                   stwia nie tylko życie, ale też teorie i ideologie.
                      W gruncie rzeczy wciąż jestem optymistą i mam nadzieję, że wszystko skończy
                   się dobrze (co się tyczy mnie, bo dla tych, co wyjechali, wszystko się już skończyło
                   – ostatecznie). Może się oszukuję, żeby trwać? Czasem brakuje mi rozmów ze
                   Sprzedawcą Toffi. Rozmowa z nim nie zaspokajała potrzeby odpowiedzi, a jednak
                   dawała coś, trudno stwierdzić co. Teraz człowiek oszalał. Podczas szpery bronił
                   swoich dzieci przed zabraniem i policjant kopnął go w głowę. Dzisiaj kręci się
                   i płacze. Nie da się go zrozumieć.
                      Grecki mędrzec powiedział: „Daj mi punkt oparcia, a wzruszę ziemię”. Daj
                   mi Boże punkt oparcia, abym mógł pojąć świat. Daj mi bazę, formułę, która po-
                   twierdziłaby mój optymizm – żeby nie był tylko sztucznym pancerzem w chwili
                   zagubienia.
                      Po godzinie policyjnej chodzę często do Cukermana. Posiada mapę Europy
                   i Azji, która jest podwójnie droga, ponieważ znajdują się na niej dokładne ozna-
                   czenia przebiegu wojny od początku do dzisiaj.
                      U Cukermana spotykam jego córkę Bellę, koleżankę z klasy Racheli. Kiedyś,
                   w pierwszym roku istnienia getta, przesiadywała na balkonie w słomkowym
                   kapeluszu, a ja marzyłem, żeby ujrzeć jej twarz. Teraz widuję ją z bliska. Jest
                   brzydka i zasuszona. Kiedyś zażartowałem w zeszycie, że być może tak dzieje
                   się ze wszystkimi ideałami, gdy przyjrzeć się im z bliska. Dzisiaj dochodzę do
                   wniosku, że Bella jest w swojej szpetocie w pewien sposób piękna (czy tak też
                   jest z ideałami?). Ma piękne oczy – łagodne, smutne, nieobecne. I zagadka:
                   dlaczego smutek Racheli jest nieprzyjemny i każe mi uciekać, a smutek Belli
                   przyciąga? Kto to zrozumie?
                      Kiedy zachodzę do Cukermanów, od razu robi mi się weselej. Zabawiam cho-
                   rego i jego córkę, zgrywam huraoptymizm, a mój nastrój wręcz poprawia się, gdy
                   przychodzi młodsza córka Cukermana, Dziunia, z mężem, doktorem Lewinem.
                   Wraz z Dziunią wzajemnie nakręcamy się do żartów. Obecność Lewina w niczym
                   nie przeszkadza. Ilekroć go widzę, czuję kłucie w sercu, że zaraz obwieści mi
                   jakąś straszliwą nowinę, ale zostaliśmy przyjaciółmi. Wspólny los naszych ojców
                   zbliżył nas do siebie. Jesteśmy braćmi losu. Od czasu do czasu prowadzimy
                   interesujące rozmowy.
                      Zbliża się wiosna. Na podwórzu ludzie zaczynają mierzyć ziemię i dzielić
                   działki . Pomiędzy sąsiadami wybuchają kłótnie o wolne zagony, które pozostawili
                         1


                   1    Ze względu na panujący w getcie głód mieszkańcy starali się zagospodarować każdy możliwy
                      kawałek ziemi, by wyhodować warzywa i owoce nadające się do jedzenia. Największe plantacje
                      znajdowały się na Marysinie i walka o nie była przedmiotem korupcji.  313
   310   311   312   313   314   315   316   317   318   319   320