Page 205 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 205

Gdy przed szperą zaczęły się rozprzestrzeniać pogłoski o nowej akcji, Sym-
                   cha Bunim Berkowicz przerwał pisanie swojego wielkiego poematu. W owe
                   dni porobił jedynie takie oto notatki na stroniczce ze starego rejestru księgo-
                   wego:
                      „Czasami wydaje mi się, że getto jest górą, a góra ta nazywa się bezsens.
                   Stoję na jej szczycie i widzę jasno wszystkie drogi, które do niej prowadziły
                   i wszystkie drogi, które do niej prowadzą. Widzę lasy i błędne pustynie, które
                   ciągną się przez całe pokolenia wstecz – żydowskie pokolenia i pokolenia innych
                   narodów. Daleko, pod lasem przeszłości, leży horyzont stworzenia. Tam spoczy-
                   wa tajemnica, która uformowała człowieka. Od tej tajemnicy wiedzie plątanina
                   dróg – od pierwszego człowieka aż do mojej córki Blimele… aż do tego malucha,
                   który niebawem opuści łono Miriam.
                      Góra, na której stoję, jest wulkanem. Jego krater jest otwarty. Góra jest
                   ołtarzem. My jesteśmy owcami. Ofiarami. Ofiarami bezsensu? Ofiarami, które
                   mają sens? Czy staniemy się pochodnią, która rozświetli ciemność przed tymi,
                   co przychodzą, i pokaże im drogi wiodące daleko stąd? Czy ci, tam w dole, dojrzą
                   światło, którym jaśnieje nasz płomienny kres? Czy płomień, który nami się będzie
                   sycił, wypali dziesięć przykazań nie na kamieniach, lecz w ludzkich sercach? Czy
                   ślepcy przejrzą na oczy? Czy góra bezsensu, która nas dławi, stanie się górą
                   sensu – wybawienia?”
                      Zaraz po mowie Rumkowskiego Bunim pobiegł z powrotem do domu. Pod-
                   szedł do łóżka Miriam i usiadł obok. Przy boku jego żony, owinięty w powijaki,
                   leżał noworodek. Bunim popatrzył na niego. Czaszka pokryta pofałdowaną skórą
                   i czerwona, pomarszczona twarzyczka świadczyły o bliskości między narodzinami
                   a śmiercią. Jedynie na wąskich, ruchliwych usteczkach spoczywała łagodność,
                   która dawała ukojenie.                                               203
   200   201   202   203   204   205   206   207   208   209   210