Page 141 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 141

Jeśli chodziło o wiadomości, Mojsze był teraz człowiekiem dobrze poinfor-
                   mowanym. Sprawy relacjonował krótko, bo o czym miał Samuelowi opowiadać?
                   Że Niemcy zajęli Sewastopol? Że niemal cały Egipt trzymają w swoich łapach?
                   Lepiej było szybko wyrzucić to z siebie i powrócić do milczenia, by poczuć leczni-
                   czą moc, jaką emanowało drzewo wiśniowe, a także do radości, której źródłem
                   była przyjaźń.
                      Ich długie milczenie od czasu do czasu przerywane było słowem padającym
                   to z ust jednego, to drugiego. Mojsze mawiał: − Na zewnątrz jestem spokojny…
                   ale wewnątrz jest mi zimno. Dziwne uczucie… dreszcz w środku. Nocami budzę
                   się, a wówczas ząb szczęka o ząb… − Albo też rzucał jakby do siebie: − Kiedyś,
                   nawet w getcie, spanie z żoną było dla mnie świętem w szarzyźnie codzienności…
                   A dziś… zupełnie nic.
                      Samuel uśmiechał się: − Kiedyś mi się wydawało, że całą męskość mamy
                   między nogami… A teraz… gdy już nie jestem mężczyzną… dopiero teraz czuję
                   się jak prawdziwy mężczyzna. – Jego głos wciąż jeszcze brzmiał pusto i wydo-
                   bywał się ze świstem przez dziurę, która powstała po wybiciu przednich zębów.
                      Kiedyś zaczął opowiadać o swoim zatrzymaniu w „czerwonym domku”. Widział,
                   jak twarz Mojszego staje się purpurowa i sina, a papieros, zawsze przyklejony
                   do jego ust, zaczyna drżeć. Ale on, Samuel, musiał opowiedzieć o tym chociaż
                   jednej osobie. Doświadczenie musiało zostać zapisane w pamięci chociaż jeszcze
                   jednego człowieka – przyjaciela.
                      Pewnego wieczoru Mojsze przybiegł do Samuela z informacją: − Resort sto-
                   larski płonie. Musisz się ukryć, Cukerman. Mówią, że to sabotaż.
                      Samuel wzruszył ramionami i uśmiechnął się obojętnie, mądrze. Wziął Moj-
                   szego pod ramię, po czym obaj poszli na ulicę, do resortu stolarskiego. Plac był
                   ogrodzony, więc zatrzymali się na rogu i z oddali patrzyli na płomienie. – Dobrze
                   patrzeć, jak płonie – powiedział Samuel. – Szkoda, że nie mogę się pochwalić
                   podpaleniem.


                                                    *


                      Jakiś wygłodzony Jude, który często widywał Rachelę czekającą na ojca przed
                   kooperatywą, zaczął zaczepiać Mojszego, aby kupił od niego futerko – prezent
                   dla córki. Mojsze miał ogromną chęć kupić to futerko, ale Jude chciał za nie
                   całą butelkę oleju, a o targowaniu się z Jekem nie było mowy. Tak powiedział
                   – po czym w dalszym ciągu nękał Mojszego, aby choć zajrzał do niego i rzucił
                   okiem na skarb. Więc Mojsze poszedł obejrzeć skarb, a ujrzawszy go, poczuł
                   w sercu ogromną radość na myśl, jak bardzo to futerko pasowałoby Racheli.
                   Ale go nie kupił. Butelka oleju była ceną, o jakiej nawet pomarzyć nie było
                   można.                                                               139
   136   137   138   139   140   141   142   143   144   145   146